Udostępnij


Urodziła się w Wilnie. Od najmłodszych lat marzyła o śpiewaniu. W 1946 roku w ramach repatriacji przeprowadziła się z całą rodziną do Szczecina. W Szczecinie zdawała maturę, a później chciała kontynuować naukę w szkole aktorskiej na wydziale estradowym. Nie udało się, ale los podarował jeszcze jedną szansę dzięki, której zrealizowała swoje marzenia o śpiewaniu na estradzie. Dziś gościmy u pani Leny Bacciarelli, piosenkarki estradowej, której kariera wokalna rozpoczęła się pod koniec lat 50.ch. Pani Lena opowiedziała nam, jak wyglądała jej muzyczna kariera w latach 60. XX wieku oraz podzieliła się swoim doświadczeniem, które może pomóc początkującym artystom podjąć decyzję czy warto iść za marzeniami. 

Jak zaczęła się Pani kariera piosenkarki estradowej?

To długa historia. Już jako dziecko śpiewałam, ale które dziecko, zwłaszcza dziewczynka, nie bawi się w różnego rodzaju występy, typu śpiew, taniec, czy recytowanie wierszyków. Moje zainteresowania dotyczące tego, co chciałabym robić w dorosłym życiu, skrystalizowały się dopiero w szkole średniej, a dokładniej w klasie przedmaturalnej. Często organizowaliśmy w szkole wydarzenia „z okazji…” (np. 8 Marca) lub „ku czci…”, których obowiązkową częścią były występy artystyczne i właśnie tę część artystyczną najbardziej lubiłam.

czy warto iść za marzeniami
Lena Dalecka z bratem Ryszardem. Foto z prywatnego domowego archiwum.

Po zdaniu matury zdecydowałam zdawać egzaminy na studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej (PWST). Miałam również tak zwany plan B i złożyłam dokumenty na Uniwersytecie Warszawskim na filologię węgierską, ponieważ egzaminy można było zdawać w języku angielskim lub rosyjskim, a ja znałam język rosyjski. Jednak nie dostałam się na filologię węgierską, lecz będąc w Warszawie, dowiedziałam się, że w PWST przed egzaminami można było spotkać się z wykładowcami. Była to wstępna (przedegzaminacyjna) weryfikacja kandydatów na studia. Po tej weryfikacji kandydaci wiedzieli, czy mają szanse, czy jednak powinni sobie odpuścić szkołę teatralną.

Mnie doradzono, bym po powrocie do Szczecina, skontaktowała się z aktorami, zaangażowanymi w szczecińskich teatrach i poprosiła o pomoc w przygotowaniu się do egzaminów. Aktorzy byli absolwentami PWST, więc komisja miała pewność, że przegotują mnie tak, że na pewno zdam egzamin pomyślnie. Podano mi nazwiska aktorów, którzy mogliby mi pomóc. Byli to: Lucyna Winnicka, Janina Traczykówna, Ryszard Bacciarelli,  Roman Kłosowski.

Powrót do Szczecina…

Do Szczecina wracałam uskrzydlona. W domu jednak na mnie czekał lodowaty prysznic. „Dziecko! Jak ty wyglądasz!?! Chude, wycieńczone, chora jesteś?” – przywitała mnie mama. Bąknęłam coś, że trochę pieniędzy wydałam na ciuchy. „Tym bardziej! Jesteś nieodpowiedzialna! Mowy nie ma o Warszawie i szkole teatralnej! Nie, nie, nie!!!” Nie pomogły argumenty, że przecież jestem dorosła. „Jaka dorosła? Masz przecież 17 lat!” Istotnie, maturę zdałam jako 17-latka, nawet musiałam pisać podanie do Ministerstwa Oświaty z prośbą o dopuszczenie do egzaminów.

Oczywiście nie zgłosiłam się do aktorów, by pomogli mi przygotować się do egzaminów. No bo po co, skoro miałam taki szlaban.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum.

Ryszarda Bacciarelliego poznałam nieco później – jak się okazało – mieliśmy wspólnych znajomych. Znajomość przerodziła się w obopólne zauroczenie, które skończyło się ślubem. I w ten sposób, zamiast zostać aktorką, zostałam żoną aktora. Niecały rok po ślubie Ryszard dostał kontrakt do teatru im. Jaracza w Łodzi, więc się przeprowadziliśmy. Mąż w krótkim czasie zdobył popularność i uznanie publiczności. Grał główne role. Ja też miałam wreszcie okazję, żeby się sprawdzić. W Łodzi był organizowany konkurs dla piosenkarzy amatorów, dla kapel ludowych oraz dla chórów. Zgłosiłam swoją kandydaturę.

Chciała Pani sprawdzić, czy ma talent, czy nie?

Hm…. Talent to za duże słowo. Powiedzmy, że chciałam sprawdzić, czy mam predyspozycje, by zaistnieć na estradzie. Otóż ukazała się wiadomość o konkursie, który miał trzyetapowe eliminacje w miastach wojewódzkich, z finałem we Wrocławiu. Pomyślałam teraz albo nigdy. Chcąc uzyskać obiektywną ocenę, zgłosiłam się do konkursu, jako Lena Dalecka (nazwisko panieńskie). Nie chciałam, by kojarzono mnie ze znanym aktorem. Fakt, że zgłosiłam się do konkursu, utrzymywałam w tajemnicy. Nie powiedziałam nawet mężowi, by nie zapeszyć.  Marzyłam, by przejść do drugiego etapu eliminacji. Przeszłam. Potem oczywiście marzyłam, by przejść trzeci etap eliminacji. Też przeszłam i dopiero wtedy powiedziałam mężowi. Zdziwił się, że ukrywałam ten fakt, ale bardzo się ucieszył, że mi się udało.

Nadszedł czas na trzeci etap eliminacji, a po nim werdykt, który mnie zadziwił i oszołomił. Zdobyłam pierwsze miejsce!!! Nagroda? 500 zł. W ów czas była to całkiem pokaźna kwota. Pensje absolwentów wszystkich uczelni wyższych wynosiły 1200 zł. Wszystkim po równo! Świetnie ujęła to Agnieszka Osiecka w piosence „Okularnicy”. Ostatnie wersy brzmiały: „… z dyplomami już w kieszeni, potem włóczą się po mieście za te polskie 1200”, później autorka zmieniła tekst (widać pensje wzrosły) na „… z dyplomami już w kieszeni, potem wiążą koniec z końcem za te polskie 2000”.

czy warto iść za marzeniami
Foto z prywatnego domowego archiwum.

Przede mną ostatnie eliminacje we Wrocławiu. We Wrocławiu zajęłam drugie miejsce ex aequo z Bogdanem Czyżewskim. Tak na marginesie,  później został mężem Danuty Rinn (przyp. red. wykonawczyni utworu „Gdzie ci mężczyźni?”). Występowali jako duet.

Zaczęłam dostawać propozycje z estrady, propozycje koncertów oczywiście jako amatorka. Rozpoczęła się moja współpraca z estradą w Łodzi. Nagrałam też kilka piosenek z orkiestrą mandolinistów.

Czy w ów czas zawodowiec, to znaczyło, że to ktoś kto ukończył konserwatorium?

Nie do końca o to chodziło. Konserwatorium musieli skończyć  śpiewacy operowi oraz operetkowi. By śpiewać na estradzie wystarczyłoby ukończenie wydziału wokalnego w średniej szkole muzycznej.

Inną możliwością było zdanie egzaminów weryfikujących organizowanych przez Ministerstwo Kultury w Warszawie. Taki egzamin odbywał się raz do roku. W komisji egzaminacyjnej zasiadali wybitni aktorzy, którzy zadawali również pytania z zakresu historii sztuki.

O tym egzaminie poinformował mnie dyrektor Łódzkiej Estrady i to on namawiał mnie, by podejść do egzaminu weryfikacyjnego. Jurorami na moim egzaminie byli Lopek Krukowski, Jerzy Wasowski, Hanka Bielicka. Egzamin zdałam pomyślnie. Umożliwił on mi uzyskanie statusu zawodowej piosenkarki.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

W międzyczasie wzięłam również udział w kolejnym ogólnopolskim konkursie na piosenkarza radiowego w 1962 roku. Do konkursu zgłosiło się 5000 osób. Eliminacje odbywały się w podobnej formule co konkurs, o którym wspominałam powyżej, tylko finał miał odbywać się w Warszawie. W konkursie wystąpiłam już pod nazwiskiem Lena Bacciarelli. Do udziału w konkursie namówił mnie pan Henryk Debich – dyrektor Orkiestry Łódzkiego Radia.

Z uczestników warszawskich eliminacji wyłoniono 10 laureatów, pośród których były również Urszula Dudziak (tak ta sama, która podbiła Amerykę swoimi występami) oraz Łucja Prus. W tym konkursie zajęłam piąte miejsce.

Po konkursie w Warszawie, wraz z Łucją Prus, otrzymałyśmy propozycję występów w kawiarni Pod Gwiazdami.

Może Pani opowiedzieć coś więcej o tej współpracy?

Kawiarnia Pod Gwiazdami mieściła się na 8 piętrze (ostatnim) przy zbiegu ulic Horzej i Marszałkowskiej w Warszawie. Kawiarnia, jak wszystkie inne w Warszawie, należąca do Warszawskich Zakładów Gastronomicznych, ale atutem tej kawiarni było to, że współpracowała ze stołeczną estradą, angażując muzyków i piosenkarzy na występy w kawiarni. Do tej kawiarni zaangażowano Juliana Sztatlera, gwiazdę lat 50.ch wykonawcę znanej piosenki „Wio koniku!”. Kawiarnia w krótkim czasie stała się bardzo modna, czyli taka w której należało bywać. Pan Sztatler traktował gości, którzy wpadali na kawę, jak swoich dobrych znajomych, wręcz przyjaciół. Rozmawiał z nimi, słowem stwarzał niepowtarzalną atmosferę.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum.

W kawiarni zaczęli bywać wyżsi urzędnicy Polskiej Agencji Artystycznej (PAGART), której zadaniem było angażowanie wykonawców zagranicznych oraz wysyłanie za granicę polskich wykonawców. Dyrektorzy PAGART-u zapraszali do kawiarni Pod Gwiazdami zagranicznych wykonawców przebywających u nas w kraju na kontraktach. W ten sposób mieliśmy okazję z bliska zobaczyć występ takich wykonawców jak Dalida, Marlena Dietrich, Charles Aznavour, Yves Montand, kwartet „Marino-Marini” i innych.

Wkrótce PAGART objął patronat głównie nad laureatami radiowego konkursu. Mniej więcej raz w roku zaczął organizować tak zwane Dni Otwarte, na których mogli wystąpić wszyscy wykonawcy, którzy marzyli o występach za granicą.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

Widownię stanowili dyrektorzy wszystkich polskich estrad oraz impresariowie państw Układu Warszawskiego. Wyjątek stanowił impresario z Finlandii pan Hakulinen.

PAGART zapewniał laureatom konkursu, również kontakt z profesorami śpiewu, reżyserami, profesorami dobrej wymowy (dykcji), wszystko po to, byśmy mogli stale doskonalić swój warsztat wokalny.

 czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

Tak mniej więcej wyglądała ta współpraca.

Pani Leno, czy po zdanym egzaminie weryfikacyjnym w Ministerstwie Kultury, dokształcała się Pani również we własnym zakresie?

Tak, zapisałam się na zajęcia emisyjno-dykcyjne i dwa razy w tygodniu miałam ćwiczenia, które miały poprawić moją dykcję, prawidłowo operować głosem i przede wszystkim skupiałam się na interpretacji piosenek. Było takie studio PAGART-owskie, gdzie byli reżyserzy, którzy wyciągali z tekstu, to co wykonawca powinien przekazać w czasie występu. Wykonawca otrzymywał tekst, miał zaśpiewać go tak, jak go czuł, a później reżyserzy zwracali uwagę na to, co należy poprawić lub wykonać w inny sposób.

A może Pani podać jakiś przykład, jak to wyglądało?

Zajęcia z reżyserami wyglądały na przykład tak: trzeba było powiedzieć „Kocham Cię” na kilka różnych sposobów: jak kobieta zakochana, jak kobieta, która chce zbyć pytającego, jak kobieta, która go nienawidzi lub wymówić tę frazę drwiąco. Innym przykładem może być sytuacja, kiedy z tekstu trzeba było wydobyć podtekst erotyczny, jak w piosence, która brzmiała: „To ten walczyk nasz, to ten walczyk nasz, całą noc był nasz, do poranku aż”.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

Była Pani zaangażowana we współpracę z Friedrichstadt-Palast (varietes, które miało dużą renomę). Czy może Pani opowiedzieć więcej o tej współpracy? Jak się rozpoczęła? Jakieś ciekawe fakty z tego okresu?

Ach! To zupełnie inny przypadek. Na ogół wszystkie koncerty krajowe, czy zagraniczne miałam z tak zwanych Dni Otwartych organizowanych przez PAGART. Angaż do Friedrichstadt-Palast potwierdza prawdziwość powiedzenia, że szczęście w zawodach artystycznych polega na tym, że trzeba spotkać odpowiedniego człowieka, w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu. Otóż któregoś zwykłego dnia w czasie mojego występu w kawiarni Pod Gwiazdami na widowni był dyrektor PAGART-u ze swoimi znajomymi. Po moim występie dyrektor podszedł do mnie i oświadczył, że na widowni jest obecny dyrektor Friedrichstadt-Palast i proponuje mi za rok kontrakt na występy właśnie w tym varietes. Kontrakt podpisałam po kilku miesiącach.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

Jak się Pani czuła występując, w miejscu gdzie występowały, takie światowej sławy gwiazdy, jak Marlena Dietrich? Czy ta przygoda podbudowała Pani pewność siebie?

Jak się czułam? Targały mną ambiwalentne uczucia. Czułam się jak gwiazda co wieczór, gdy po zapowiedzi konferansjera schodziłam po schodach z wysokości co najmniej półpiętra, w szpilkach i bez poręczy (śmiech). Po chwili miałam diametralnie inne myśli: widownia trzy tysiące osób, a ja jedna, biedna i w ogóle, co ja tutaj robię???

Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa, ale z drugiej, w każdy wieczór przed występem czułam wielką odpowiedzialność i tremę, a po koncercie zawsze schodziłam ze sceny na miękkich nogach. Cieszyłam się, że w gazetach pojawiały się pochlebne recenzje na mój temat. To oczywiście było bardzo budujące.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

A jak radziła Pani z tremą? Miała Pani jakieś sprawdzone metody?

Bardzo trudno jest zapanować nad tremą. Każdy wykonawca ma własne sprawdzone sposoby. Ja po prostu wmawiałam sobie, że przecież jestem przygotowana, znam tekst i melodię, więc do dzieła.

Czy współpraca z Friedrichstadt-Palast, pomogła Pani w dalszej karierze muzycznej? Miała Pani więcej propozycji współpracy?

O, tak! Występy we Friedrichstadt-Palast zaowocowały wielokrotnymi kontraktami. Były to różnorodne koncerty, na ogół z dużą obsadą wykonawców. Udział w nich brali zarówno niemieccy wokaliści, jak i z innych państw.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli. Foto z prywatnego domowego archiwum

Była Pani angażowana na kontrakty zagraniczne. Wspominała również Pani wcześniej, że nie znała biegle angielskiego. Czy łatwo było zgodzić się na kontrakt zagraniczny bez znajomości angielskiego na odpowiednim poziomie? Pytam dlatego, że sama kiedyś dostałam propozycję wyjazdu na tygodniowe szkolenia do siedziby Google w Londynie i nie przyjęłam tej propozycji, bo uważałam, że mój angielski nie jest na odpowiednim poziomie. Mnie sparaliżował strach, że nie będę mogła się dogadać.

Istotnie mój angielski w owym czasie był na poziomie bardzo prostej rozmowy na tematy codzienne. Na temat znajomości języków obcych też mam ciekawą historię. Któregoś dnia załatwiałam sprawy w PAGART- cie. Na korytarzu spotkałam dyrektora PAGART-u, który zapytał czy znam język angielski. Odpowiedziałam twierdząco. Po raz drugi przydarzył mi się szczęśliwy przypadek. Spotkanie odpowiedniego człowieka w odpowiednim czasie. Pytanie dyrektora o moją znajomość angielskiego, nie było przypadkowe. Szukał wokalistki na kontrakt na statku Batory. Miał to być 6-tygodniowy rejs. Trasa – Wyspy Kanaryjskie – Karaiby. Był to rejs wycieczkowy dla turystów z Anglii i Skandynawii.

 czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli. Rejs statkiem Batory Wyspy Kanaryjskie – Karaiby. Foto z prywatnego domowego archiwum.

Myślałam, że śnię! Jak tu odmówić! Rejs zaczynał się za około dwa miesiące, był więc czas na szlifowanie języka oraz uzupełnienie repertuaru o kilka piosenek w języku angielskim.

Dziwię się Pani, że ze strachu przed nieznajomością biegle języka zrezygnowała Pani z takiej propozycji.

Teraz trochę zmienię temat. Opowiadała Pani mi historię z dzieciństwa, jak urządziłyście z koleżankami własny konkurs talentów. Jedna z koleżanek opowiedziała wiersz po litewsku, jeszcze inna koleżanka zatańczyła, a Pani pewnie zaśpiewała?

Tak (śmiech). W pewnym momencie powiedziałam: „teraz ja!” i odśpiewałam „Jeszcze Polska nie zginęła”. Pamiętam, że często śpiewaliśmy w duecie z moim starszym bratem. Wtedy nie mieliśmy radia, a tym bardziej telewizji. Można powiedzieć, że to była moja pasja, bo tym żyłam, czułam muzykę i było to moim całym światem.

To jest takie fascynujące, ponieważ w obecnych czasach mamy telewizję, oglądamy różne talent show, do których amatorzy mogą zgłosić się i odnoszę wrażenie, że większość kandydatów oczywiście chcę od razu zostać gwiazdą. Natomiast w okresie, kiedy nie każdy miał radio i telewizję, co inspirowało ówczesną młodzież do śpiewania. Czy to był taki krzyk duszy, że po prostu chcę śpiewać, bo to kocham?

Chyba tak, osobom z mojego pokolenia „gwiazdorstwo” było poza zasięgiem wyobraźni. Jak byliśmy dziećmi, to w ogóle nie słyszeliśmy, ani nie widzieliśmy o tym, że gdzieś tam jest świat estrady. Dopiero w latach 50.ch radio polskie nadawało koncerty, nagrania wymienionych przez ze mnie wyżej artystów. Był też taki zespół Walaska, dżezująca  piosenkarka występująca pod pseudonimem Karmen Moreno. Dopiero w tych latach zaczęliśmy mieć pojęcie, jak się śpiewa, kto śpiewa, jakim głosem.

 czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

W tej chwili młodzież ma do dyspozycji takie audycje jak „Mam talent”, kiedyś była „Szansa na sukces”, bardzo dobry program, w którym zaczynała swoją karierę Justyna Steczkowska. Teraz jest wiele innych możliwości, a wtedy od czasu do czasu był konkurs dla amatorów, który dawał początek karierze estradowej, ponieważ nie było innych możliwości. Więc kiedy zajęłam drugie miejsce w ogólnopolskim konkursie, to mnie ten fakt utwierdził, że mogę robić to zawodowo i tak dobrnęłam do emerytury. (Śmiech).

Czy warto wspierać kilkulatka w rozwoju artystycznym, czy to jest jeszcze zbyt wcześnie?  Czy lepiej jest pozwolić dziecku jak najdłużej na beztroskie życie, czy jednak jeśli widzimy, że dziecko wykazuje jakieś zdolności artystyczne, czy zainteresowania, to już rozpocząć jego rozwój i wspierać, zachęcać do szlifowania umiejętności?

Oczywiście, trzy razy tak – wspierać! Należy wspierać, ale trzeba, to robić w sposób nie krytyczny, tylko obiektywny. Broń boże, nie zamęczać dziecko ćwiczeniami, mają one sprawiać mu radość oraz co jest ważne, nie kłaść mu do głowy przekonania o posiadaniu wielkiego talentu oraz nie narzucać dziecku własnych ambicji, najczęściej niespełnionych.

Co można doradzić rodzicom kilkuletniego dziecka, które potrafi zinterpretować poważną piosenkę na talent show, a później zarówno dziecko, jak i rodzice muszą zmierzyć się z krytyką otoczenia, o braku szczerości podczas wykonania piosenki? Że emocje przekazane podczas występu, zostały wyuczone, ponieważ takie dziecko niewiele może wiedzieć o poważnych sprawach dorosłych ludzi?

Należy zasugerować wybór piosenki, odpowiedniej do wieku dziecka. Wszystko zależy od wrażliwości, obiektywizmu i miłości rodziców do dziecka. Wykonanie niektórych piosenek może przysporzyć więcej problemów niż radości. Chociażby zderzenie się z poważną krytyką w tak wczesnym wieku. Natomiast rodzice powinni wspierać rozwój artystyczny dziecka i jego zainteresowania, czy to plastyczne, czy muzyczne, czy recytatorskie poprzez odpowiednie dopasowane do wieku dziecka działania.

Ile lat miała Pani, kiedy rozpoczęła swoją karierę muzyczną?

Dużo jak na obecne czasy, bo miałam 23 lat. Teraz nikt nie wymaga od występujących żadnej matury, czy egzaminu estradowego, czy skończonych studiów w szkole teatralnej. Są inne możliwości zaistnienia na estradzie. Telewizja bardzo ułatwia młodym osobom strat. Młodzież jest niezwykle muzykalna. Młodzi wykonawcy mają piękne głosy, są osłuchani ze światowej sławy piosenkarzami. Więc tylko próbować własnych sił.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

A Ile miała Pani lat, kiedy zakończyła swoją karierę muzyczną?

W wieku 45 lat. Był to wiek umożliwiający kobietom przejście na emeryturę.

Przytoczę tu anegdotę na ten temat: – zapytano diwę operową, dlaczego już nie śpiewa. Odpowiedziała: – Wolę mówić, dlaczego już nie śpiewam, niż dlaczego jeszcze śpiewam.

Czy żałowała Pani, że tak wcześnie zakończyła swoją karierę?

Nie, nie żałowałam. Czułam się już zmęczona ciągłymi wyjazdami, życiem na walizkach. Zapragnęłam budzić się co rano we własnym, a nie hotelowym łóżku. Jadać posiłki we własnym domu (choć moje umiejętności kulinarne były niemalże zerowe).

Wkrótce po raz drugi wyszłam za mąż za normalnego mężczyznę. Tu przytoczę kolejną anegdotę: otóż w pewnym towarzystwie był zaproszony aktor, którego zapytano, czy jego żona też jest aktorką? – „Nie” – padła odpowiedź. – „Żona jest normalna”.

Moje pierwsze małżeństwo nie wytrzymało próby czasu. Przestało istnieć jakieś 10 lat przed moim przejściem na emeryturę. Jedną z przyczyn rozwodu niewątpliwie były moje jakże częste i długie wyjazdy.

Nigdy potem nie chciała Pani wrócić na estradę?

Nie, choć jeszcze mogłam.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

Czy miała Pani kiedyś w swoim życiu zawodowym sytuację, kiedy pojawiło się uczucie porażki, kiedy coś nie poszło po Pani myśli? I jak poradziła Pani sobie z tą sytuacją?

Oj, tak!!! Porażkę w całym tego słowa znaczeniu! A było to na występie Dni Otwartych organizowanych przez PAGART. Na widowni sami zainteresowani współpracą z występującymi, między innymi pan Hakulinen z Finlandii (wówczas z tak zwanej strefy dolarowej). Za kulisami dużo kandydatów. Szukałam pianisty, który mógłby mi zaakompaniować dwie znane piosenki. Znalazłam. Zapytał mnie o tonację.  – „A-moll” – odpowiedziałam.

Stoję przed mikrofonem i słyszę wstęp w innej tonacji. Odwracam się od mikrofonu i ponownie mówię – „A-moll”. Na sali grobowa cisza. Ponownie słyszę wstęp w innej tonacji. Podeszłam, więc do pianina, uderzyłam akord w a-moll. Zaśpiewałam jakoś najpierw jedną, później drugą piosenkę. Nie pamiętam nawet jak. Niemal wybiegłam z estrady i zalana łzami wróciłam do domu. Mąż, jeszcze pierwszy, pocieszał mnie jak mógł. Wkrótce okazało się, że pan Hakulinen z Finlandii zaproponował mi kontrakt, najpierw na jeden miesiąc, później kontrakt został przedłużony do 5 miesięcy. Następnie byłam wielokrotnie angażowana. W sumie nasza współpraca trwała 3 lata.

czy warto iść za marzeniami
Lena Bacciarelli Foto z prywatnego domowego archiwum

A kiedy miała Pani duże uczucie osiągniętego sukcesu? Kiedy czuła się Pani spełniona?

Niewątpliwie były to występy we  Friedrichstadt-Palast, w Moskiewskim Music Hallu. Występ na Festiwalu Piosenki w Sopocie i oczywiście rejs Batorym. Tylko nie uważam, że był to sukces artystyczny, a wielka przygoda życia – egzotyka – w owym czasie niedostępna dla większości.

Czy w pewnym okresie dopadła Panią rutyna? Bo wydaję się, że zawodom artystycznym rutyna nie grozi?

W pewnym okresie działalności na estradzie rutyna dopada wszystkich. W takim momencie dobrze zrobić przerwę i zastanowić się, czy chcę to robić dalej. Dobrze też mieć przy sobie konstruktywnego krytyka.

Czy była Pani szczęśliwa, wykonując swój zawód?

Tak, bardzo. Miałam krótkie przerwy między kontraktami. Miałam czas na spotkania towarzyskie. Lubiłam swoją pracę. Czułam się, że zrealizowałam swoje marzenia.

czy warto iść za marzeniami
Foto z prywatnego domowego archiwum.

Chciałabym zrobić podsumowanie naszej dzisiejszej rozmowy. Pani Leno, co Pani życzyłaby naszym czytelnikom, którzy dopiero są na początku swojej artystycznej drogi?

Warto:

  • iść za marzeniami i przynajmniej spróbować
  • brać udział w konkursach oraz pokazywać swoje umiejętności innym
  • samodzielnie dokształcać się i cały czas szlifować swoje umiejętności
  • odważnie podejść do propozycji współpracy i nie odrzucać jej pochopnie
  • w przypadku rutyny, czasami zrobić przerwę, by odpocząć, a później wrócić z nowymi siłami i pomysłami
  • wspierać dziecko w rozwoju jego pasji, ale należy to robić obiektywnie, nie narzucając mu własnych ambicji.

Życzę, więc wytrwale spełniać swoje marzenia!

Serdecznie dziękujemy za rozmowę i życzymy dużo zdrowia oraz wiele pogodnych, radosnych dni!

Zapraszamy również do wysłuchania konkursowej piosenki pani Leny Pan Franciszek.

Udostępnij


Previous post KONKURS FILMOWY! Nagroda 20 000 złotych.
konkurs na logo Next post Konkurs na logotypy

One thought on “Czy warto iść za marzeniami? Rozmowa z Leną Bacciarelli – piosenkarką estradową”

  1. Słowa mają ogromną moc bardzo w to wierze. Mogą inspirować, dawać motywację lub pocieszenie, a gdy go potrzeba. Czasem w jednym zdaniu zaklęta jest madrość, ktorej szukamy w naszym zyciu przez dlugi czas i dzięki wyszukiwarkom znajdujemy ją na takim blogu jak Twój :-).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *