Powiedział o sobie, że jest “ekspertem od przegrywania konkursów”, ale w ostatnim konkursie na plakat (P)Arty Hard vol.2 organizowanym przez Fundację OPEN MIND oraz CRZ Krzywy Komin i Grupakreatywni.pl pośród 300 konkurencyjnych prac uwagę jurorów zwrócił właśnie jego plakat “Nadodrze”. Dziś laureat konkursu oraz rysownik wrocławskiej architektury Jan Jerzmański opowie nam o swojej przygodzie ze sztuką.
Jesteś laureatem konkursu na plakat (P)Arty Hard vol.2. Gratuluję wygranej i od razu mam pytanie dotyczące udziału w konkursach, czy jest jakiś sposób na wygraną, są jakieś czynniki ułatwiające twórcy zwrócenie uwagi jurorów właśnie na jego pracę?
Ja jestem akurat ekspertem od przegrywania konkursów. Zrobiłem ich pewnie ze 30, głównie architektoniczno-urbanistycznych (kilka razy udało się stanąć na podium zawsze za projekt zespołowy), ale były też murale, plakaty oraz pocztówka. Swoim przykładem mogę tylko potwierdzić stosunek zwycięstw do porażek wynoszący 1:20, jakim „pochwaliła się” pewna topowa polska pracownia architektoniczna. Jak powiedział mi w czasie studiów mój mistrz, Maciej Łopuszański, konkursy robi się dla zdrowia psychicznego. Słyszałem, że nie zaszkodzi też trochę ambicji. Generalnie, jeśli uważasz się za mocnego zawodnika, możesz rywalizować z innymi.
Udzielasz się także społecznie jako obrońca wyburzanych wrocławskich zabytków. Opowiedz, proszę więcej o tej działalności. Ile zabytków udało się obronić? Jakie są dalsze losy tych budynków? Który budynek najtrudniej było uratować i dlaczego? Jakich argumentów używasz, by przekonać odpowiednie władze, by budynek nie został zburzony?
To było robione razem z aktywistami miejskimi z TUMW (Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia) i nigdy nie wyszło ode mnie. Tak samo było z moim trwającym od 2014 r. współ-administrowaniem FP „Czerwona Lista Zabytków Dolnego Śląska”, co zostało mi podane na tacy po tym, jak przez kilka lat udzielałem się w furiackich komentarzach (w których nadal celuję).
W sprawie uratowania jakiegoś zabytku nigdy nie przypiszę sobie zasług ponad to, że uważałem i uważam się nadal za jednego z jego obrońców. Choć odbieram sygnały, że ludzie uważają mnie za osobę, która miała decydujący wpływ na kilka tego typu historii. Jak zwykle niewiele myślałem, tylko działałem, dostając autentycznego szału na wieść o tym, że burzymurki podnoszą ręce na moje ulubione wrocławskie budowle-zabytki poindustrialne stojące samotnie w zdegradowanych obszarach miasta.
Moje działania rozciągały się od produkowania facebookowych opinii, udzielania wypowiedzi dla gazet, radia i telewizji, rysowania memów-komiksów, a raz nawet transparentu na demonstrację za wstrzymaniem rozbiórki elewatora „Odra”, obecnie w rejestrze zabytków. Zrobiłem nawet przykładowy rysunek odremontowanej kamienicy przy ul. Pułaskiego, aby pokazać publice, jak wartościową architekturę za chwilę stracimy. Tworzyłem też opisy architektoniczne do wniosków o wpis do rejestru zabytków, uczestniczyłem w oględzinach z udziałem inspektora urzędu konserwatorskiego (DWKZ), nieraz wdając się w dyskusje z właścicielami obiektów i pracującymi dla nich architektami. Kilka obiektów straciliśmy, ale też braliśmy się głównie za beznadziejne przypadki.
Pisałeś, że nie dostałeś się na ASP, ale dostałeś się na Politechnikę Wrocławską na architekturę. Architektura również jest przejawem sztuki. Od czego zaczęła się Twoja przygoda ze sztuką? Czy studia architektoniczne zrekompensowały brak możliwości studiowania na ASP?
Nie wiem, co straciłem, więc nie mam porównania. 3 razy rzucałem pracę we wrocławskich biurach projektowych. Jednemu z deweloperów wytoczyłem sprawę w sądzie i ją wygrałem, odzyskując pieniądze za wykonany projekt. Zgadzam się z wyczytaną w prasie branżowej tezą, że uprawianie zawodu architekta w Polsce mija się z jego celami. W praktyce od kilku lat poświęcam się prawie wyłącznie grafice komputerowej. Studiowanie architektury cieszyło się w moich czasach uznaniem, o swojej uczelni złego słowa nie powiem. Mogłem z niej wynieść znacznie więcej. Trawiłem tylko swoje porażki towarzyskie, przy mojej paranoi urastające do rozmiarów kosmicznych katastrof, paradoksalnie dzieląc to z typowym dla wieku zafascynowaniem własną osobą. Może zabrakło mi wzorców do naśladowania (architektura to w Polsce zawód rodzinny). W ostatnim zrywie zrobiłem jeszcze w miesiąc ten dyplom z wyróżnieniem i zakończyłem ten obiecujący rozdział, który sam zmieniłem w smutę. Jak to mówią: studia się skończyły i zaczęło się życie.
Kim według Ciebie jest artysta? Czy Ty się czujesz artystą?
Podoba mi się wyczytana kiedyś definicja, że artysta to ktoś, kto ma coś do powiedzenia. Lider społeczeństwa, który używa swoich szczególnych umiejętności, w tym specyficznej intuicji i zdolności do wyprzedzania swoich czasów, do tego, by innych inspirować, ostrzegać, niepokoić. Ja oczywiście za żadnego artystę się nie uważam. Jestem rzemieślnikiem, ale kim będę za 5 lat, nie mam pojęcia.
Jak opisałabyś swoją twórczość? Czy niesie jakiś przekaz i jeśli tak to jaki?
Rysowanie wrocławskiej architektury to dyscyplina nieomal naukowa, o walorze edukacyjnym i historycznym. Nie ma tu pola do kreacji. Przesłanie jest oczywiste: utrwalanie wartościowego dorobku materialnego, krajobrazu kulturowego mojego miasta. Zostałem wyposażony w wiedzę, która pozwala mi wyrokować, co jest wartościowe a co nie. A to, co dobre szczęśliwie pokrywa się z moimi prywatnymi zamiłowaniami jeszcze z czasów liceum. Są też serie rysunkowe, których przesłania nie jestem pewny. Ich ostatniego wcielenia, nad którym czasem siedzę, jeszcze nie upubliczniłem i nie wiem, czy to zrobię. Odkąd pamiętam zawsze coś rysowałem.
Przeglądałam Twoje prace na gallerystore.pl i moją uwagę zwróciła pewna grafika już nieistniejącej budowli, którą w Twojej galerii występuję 8 razy, w różnych projektach. Jest to Wieża Widokowa Cesarza Wilhelma. Opowiedz, proszę o tej budowli, co Cię w niej tak fascynuję, że tak często pojawia się w Twoich pracach?
Nie sposób nie ulec magii tej budowli, wysadzonej w powietrze przez Niemców desperacko broniących swojego Breslau. Jej nieistnienie ma znaczenie. To jest kultura i dziedzictwo Wrocławia, także to już nie istniejące, nie mniej istotne od tych szarych, banalnych brył powstających obecnie, o które, czego jestem pewien, za sto lat nikt się nie upomni. Ta wieża sama mi się narysowała, a następnie wymodelowała, na bazie zdjęć archiwalnych i rzutów kondygnacji zamieszczonych w gazecie budowlanej z epoki (wszystko było do znalezienia w sieci).
Czy spotykasz się z negatywną krytyką dotyczącą Twoich prac? Jak ją przyjmujesz?
Nie, bo jestem jeszcze kompletnie nieznany [śmiech]. Jak rapował Quebonafide: „słowo sukces sprawia, że chce cię zabić każdy”. Nie sądzę, by czekało mnie mierzenie się z takimi doświadczeniami. Obserwują mnie tylko zwolennicy mojej niszowej twórczości.
Co lub kto Ciebie inspiruje? Kto jest Twoim mistrzem? Czyje prace podziwiasz? Co Cię w nich tak fascynuje i dlaczego?
W liceum podobały mi się obrazy Caspara Davida Friedricha, ojca niemieckiego romantyzmu. Później widziałem te obrazy w Berlinie, jak i wszystkie budynki Gaudiego (z którego zdawałem maturę z historii sztuki) w Barcelonie. Przechadzałem się po Luwrze, stałem na ateńskim akropolu. Wszedłem też na budynek pracowni BIG w Kopenhadze. Czyli widziałem to, co najlepsze na świecie. W tym roku zrobiłem kilka grafik „w stylu” amerykańskiego architekta Hugh Ferrissa – mistrza w rysowaniu architektury doby art Deco. Świecenie światłem odbitym jest ogólnie słabą sztuką, więc poza takimi nielicznymi, uzasadnionymi tematem epizodami, staram się nikogo nie powielać. Choć jakby pomyśleć to wszystko, co zrobiłem, zostało gdzieś kiedyś podpatrzone, np. w japońskich kreskówkach oglądanych po powrocie ze szkoły. Nieświadome stopienie kilku takich rzeczy sprawia, że masz już swój styl.
Czy był ktoś, kto Ci pomagał na drodze Twojego rozwoju?
Mama zapisała mnie do MDK, pomimo moich oporów. Panie w MDK i nauczycielki od plastyki zawsze mnie dopingowały. Dwaj bardzo mądrzy ludzie, których miałem szczęście spotkać na uczelni i w pracy zawodowej niestety rychło opuścili ten świat. Nikt mi już w żagle nie dmucha. “Dalej Pinokio idzie sam.” Jest jeszcze Krzysztof Marcinkiewicz, właściciel Wrocławskiej Galerii Polskiego Plakatu, który w 2018 r. zaufał idiotycznym opowieściom jakiegoś narwańca z ulicy i wydał mu kilkanaście prac jako pocztówki i/lub plakaty, a także zlecił wykonanie kilku podobnych tematów.
Co Tobie sprawia największą trudność na drodze rozwoju? Jak sobie radzisz z tym problemem?
Nadal mam za mało ambicji, nawet jeśli w towarzystwie wychodzę na skupionego na sobie, monotematycznego gościa, który w kółko gada o swoich projektach. Ciągną się za mną różne niedobory z okresu edukacji. Zbyt długo tkwiłem na bezrobociu, które miało być tylko pauzą na zrobienie uprawnień zawodowych dla architektów, a później lepszym startem we własną firmę. Wszystko zajmuje mi kilka razy więcej czasu, niż zakładałem. Chyba we wszystkim zawsze chodziło o mnie. Stałem się swoją pracą, połączeniem krzesła, organizmu i laptopa.
Czy jesteś przedsiębiorczy? Czy twórca powinien posiadać cechy przedsiębiorcze, czy lepiej by powierzył sprzedaż innej osobie, a sam skupił się na akcie tworzenia?
Przedsiębiorczość to cecha zdecydowanie ułatwiająca życie w naszym świecie. Nigdy się nie zastanawiałem czy ją posiadam. Od 6 lat mam swoją firmę, sam robię sobie księgowość, sam tworzę produkty, a następnie szukam odbiorców, których one mogą zainteresować. To, co obecnie robię, nie ma swojego uzasadnienia ekonomicznego. Nie zwrócił mi się jeszcze nawet nakład pracy. Wiadomo, że fajnie byłoby mieć kogoś od handlu i promocji, od księgowości, a najlepiej też od robienia masywnych modeli 3D potrzebnych mi do składania perspektyw architektonicznych, na co poświęcam pewnie 95% czasu, a czego nikt nie widzi.
Czy dopada Cię rutyna? Jak radzisz sobie, kiedy brakuje Ci weny twórczej?
Pomimo regularnego opłacania składek ZUS, potrafię całymi tygodniami nic nie robić. Nadrabiam to pracą we wszystkie weekendy i brakiem wakacji. Oglądam wtedy telewizję, czekam na lepsze jutro. Np. na nowy konkurs. Po zrobieniu iluś rysunków nie ma już znaczenia, że odkładasz ołówek na rok. Każdy następny projekt (w pewnym wieku wszystko, co robisz, zmienia się w projekty, nawet sklejenie i pomalowanie głupiego modelu czołgu) zaczynasz tam, gdzie skończyłeś poprzedni.
O czym marzysz?
Po przegranej młodości wyzbyłem się marzeń. Obecnie mam już tylko cele, które realizuję jeden po drugim. A gdy mi się to nie udaję wówczas, wpadam w okresy irytacji.
Co doradziłbyś młodym ludziom, którzy marzą o karierze artystycznej?
O karierze artystycznej nic nie wiem. Dorastałem w latach 90., w czasach bez komputerów, przez połowę okresu szkolnego uczęszczając do MDK na zajęcia z rysunku i malarstwa. Przygodę z grafiką komputerową zaczynałem jako osoba pełnoletnia, większość umiejętności nabywając do trzydziestki. Internet miałem od 24. roku życia, niedługo później założyłem sobie konto na portalu prezentującym arty (nieistniejący już digart.pl). Tego świata już nie ma. Dziś ośmiolatki bawią się smartfonami (ja sam używam 10-letniej komórki). Być może dzięki temu do wszystkiego dojdą szybciej. A może wszystko im się ze sobą wymiesza, na skutek zbyt wielu impulsów nie opanują porządnie żadnej dyscypliny i stracą pasję lub też nigdy nie poznają, czym on jest.
Zawsze na koniec pytam moich rozmówców również o radę dla rodziców dzieci utalentowanych? Jak powinni wspierać przyszłego twórcę/artystę?
Nie mam dzieci, nie mam pojęcia, jak się je wychowuje. Nie wiem też, czy moja droga (choć jestem przed czterdziestką, wciąż wydaje mi się, że jestem na początku tej drogi) może być przez kogoś uznana za sukces. Raczej nie za taką cenę i nie za takie tempo. Cóż mogę polecić, jeśli nie zajęcia w MDK? Czytałem ostatnio, że dzisiejsi mali miłośnicy kopania piłki godzinami oglądają w sieci triki gwiazdorów futbolu. Czy dzięki temu sami zostaną mistrzami? Ja w każdym razie biegałem po podwórku.
Czy jest coś jeszcze, co na sam koniec chciałbyś powiedzieć naszym czytelnikom?
Wszystko jest na moich obrazkach. One mają bronić się same, są tym, co widzą w nich odbiorcy. Łatwo zauważyć, kiedy twórca wciska kit na swój temat, swojej pracy przydaje cechy i walory, których ta nijak nie posiada.
Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę kolejnych wygranych konkursowych oraz ciekawych twórczych projektów i możliwości do ich realizacji.
Jan Jerzmański zaprasza do galerii internetowych, w których możecie zobaczyć oraz nabyć jego grafiki.
Albumy AWANGARDA Jan Jerzmański ilustracje, plakaty, murale
Albumy AWANGARDA Jan Jerzmański widokówki wrocławskie
Zachęcamy do śledzenia aktualności na naszej stronie oraz polubienia naszych profili w social media.