Udostępnij


Wywiad z Małgosią Zych autorką tomiku wierszy Przekrój czasu

Sporo osób odczuwa potrzebę twórczego wyrażenia siebie. Sposobów na wyrażenie siebie jest wiele. Jednym z nich są wiersze. W szkole prowadziłam zeszyt, w którym zapisywałam wiersze ulubionych poetów. Bardziej uzdolnieni przyjaciele wzbogacili moją kolekcję, zapisując do zeszytu swoje wiersze dedykowane dla mnie lub takie dzięki, którym opisywali aktualny stan emocjonalny. Po studiach nawet próbowałam sama pisać wiersze. Nigdy jednak nie miałam potrzeby, by pokazać je światu. Na tyle są moim wewnętrznym światem, że zachowuję je dla siebie. Zawsze podziwiałam poetów, którzy mieli odwagę pokazać swoją twórczość innym. Dziś mam przyjemność rozmawiać właśnie z taką odważną osobą, która samodzielnie wydała tomik wierszy. O tym, jak zrealizować ten projekt wydawniczy opowie nam Małgosia Zych autorka tomiku wierszy Przekrój czasu.

Opowiedz naszym czytelnikom o sobie

Pierwsze pytanie i od razu trudność 😉 Dlaczego? Zastanawiam się co powiedzieć, żeby być dobrze zrozumianą. Dochodzi tu jeszcze ważny wątek dotyczący tomiku Przekrój czasu – wydałam go pod pseudonimem,  którym posługiwałam się już wcześniej w Internecie, tworząc mój blogowy „nieregularnik” jak określiłam kaszmirowo.blogspot.com. Pseudonim miał mi zapewnić komfort braku porównań z innymi rzeczami, które napisałam pod własnym nazwiskiem, a które pozostają na bardzo odległej orbicie od krainy poezji. Z pewnością też miał być gwarantem bezpieczeństwa na okoliczność hejtu tych, którym tomik nie przypadł do gustu. Może się to wydać dziwne jednak komfort, który daje bezpieczny debiut, czasem może zadecydować o tym, czy w ogóle dalej tworzysz, a jeśli już to czynisz to czy wyjdziesz ze swoją twórczością ponownie do świata, który za pierwszym razem okazał się być jakkolwiek wrogi. Wszyscy unikamy bolesnych konfrontacji. Ludzie, którzy tworzą tym bardziej.

No dobrze, ale może czas zagrać odważnie w otwarte karty:

Kaszmirowa to ja: Małgosia Zych. Z wykształcenia prawniczka, która od lat wydaje z powodzeniem cudze pieniądze i jeszcze jej za to płacą. 😀 Mogę tak powiedzieć, bo pracuję w zakupach (wcześniej zamówieniach publicznych). To tak etatowo.

Poza tym co jakiś czas staram się rozbujać własną działalność gospodarczą, aby docelowo była porządną tratwą, którą opuszczę wreszcie etat i popłynę na szerokie wody własnego biznesu. Na razie idzie mi to niestety kiepsko, ale nie poddaję się! A jeśli ktoś chce się o mnie dowiedzieć czegoś „głębszego”, to chyba będę zmuszona przekierować uwagę czytelników z tych słów na wiersz z okładki tomiku (plecy okładki) pt. „Kim jestem?” Zdaje się bowiem, że czasem w kilku dobrze dobranych słowach można powiedzieć więcej, niż „lejąc wodę” na wielu stronach tekstu. Za to właśnie lubię poezję. Choć nie tylko za to jedno, ale coś więcej powiem na ten temat nieco później.

Foto z archiwum Małgosi Zych

Jak narodził się pomysł na Przekrój czasu? Jaki jest motyw przewodni Twoich wierszy? Jaki niosą przekaz?

Skąd się wziął pomysł na „Przekrój czasu”? Z głowy proszę państwa, z głowy 😉 A tak całkiem serio pamiętam, jak zaczynałam tworzyć coś na podobieństwo wierszy jeszcze w czasach technikum chemicznego (tak! Byłam też w technikum chemicznym). Był to czas młodzieńczej fascynacji słowem i to najlepiej takim, które w krótkiej formie trafia w samo sedno. Dość szybko zaczęłam prowadzić zeszyt, w którym pieczołowicie notowałam słowa. Nie moje własne. Cytaty z wielkich pisarzy i myślicieli, którzy w kilku słowach mówili mi coś takiego, co nagle potrafiło wywrócić do góry nogami mój nie dość własny (zapożyczony) sposób myślenia. Lubiłam te krótkie wycieczki intelektualne w krainę słów ludzi, którzy już dawno przeminęli. Ktoś powiedział, że są wielcy, więc w to wtedy wierzyłam.

Z uwagi na fakt, że już ich nie ma (tych wielkich), oszczędzono mi wielu dyskusji, z których z pewnością nie wyszłabym obronną ręką. Oczywiście zdawało mi się wtedy, że jestem niesamowicie mądra i zdolna, jednak z racji młodego wieku można mi chyba wybaczyć tę dość typową dozę egocentryzmu? 😉

Potem powoli zaczęło do mnie docierać, że mi też się ciśnie na myśl wiele słów i mają one coś do powiedzenia. Może jakieś nieznane wyższe ja tak się ze mną komunikuje? A może „coś” komunikuje się przeze mnie?

W 2010 roku zaczęłam nieśmiało uskuteczniać się na blogu.

Wtedy zauważyłam, że intryguje mnie krótka forma literacka. Słowami mogę stworzyć jakiś obraz, sytuację, ale pozostają one na tyle niedopowiedziane (być może właśnie dzięki krótkiej formie), że każdy może je zobaczyć inaczej. Czyż to nie wspaniałe? Kilka słów i powstanie z nich tyle tekstów ilu będzie czytelników, którzy, choć czytali te same słowa, zobaczyli w nich coś innego chociaż wydaje mi się, że dla wielu z nas to przerażające. Nauczono nas, jak mieć rację a racja jest zawsze jedna. Jak w świecie racji miałyby się odnaleźć zróżnicowane poglądy o jednym i tym samym tekście? Ktoś musi się mylić! Ktoś na pewno nie ma racji…

Czy życiowe wydarzenia skłoniły mnie do pisania?

Z pewnością. Nie miałam zbyt łatwo w dzieciństwie. Nie miałam, gdy byłam nastolatką. Dysfunkcyjny dom robi swoje. Opieczętowuje swoim piętnem, choć z boku może się wydawać, że nie dzieje się nic złego. Nic nadzwyczajnego w świecie, który – powiedzmy to szczerze – dobra się wstydzi, a złem się bawi… Przeczytajcie trzy pierwsze wiersze z tomiku, a może poczujecie, czego w przybliżeniu mogłam wtedy doświadczać. Nie chodzi przecież o szczegóły a o pewien klimat. Klimat, który wydaje się dziwnie znajomy…

„Przekrój czasu” nie powstałby, gdyby nie droga artysty a właściwie „Droga artysty”, która jest tytułem książki autorstwa Julii Cameron. Zachęcam do tej książki. Ale też powstał dlatego, że zmiękczając mojego wewnętrznego prawnika poprzez kurs arteterapii, otworzyłam się na nowo na wiele ścieżek, które porzuciłam po kilku porażkach na przełomie szkoły średniej i studiów (nie od razu studiowałam prawo; miałam wiele pomysłów na siebie – zaczęłam od dziennikarstwa). Którejś jesieni w ostatnich latach postanowiłam zrobić porządek z tym, co piszę i bardzo się zdziwiłam, gdy odkryłam, że napisałam prawie 160 różnych wierszy.

Do tomiku weszły 42 z nich.  Mocna to była selekcja. Przebiegała stopniowo. Moim zamysłem było pokazanie w 42 krótkich tekstach jak wielka przemiana może nastąpić w człowieku na przestrzeni — raptem – 20 lat. Dużo to czy mało? W sensie czasu… Zależy od perspektywy. Z mojej, okraszonej pewnymi życzeniowymi założeniami, to tylko 25% mojego życia – aktualnie zaś niemal połowa dotychczasowego. Aż tyle zmarnowałam? A może to jednak zysk? W tym świecie umiemy już chyba dokonywać ocen opartych o kryterium zysku, korzyści. Ale może się mylę – mam nadzieję.

Foto z archiwum Małgosi Zych

Co lub kto Ciebie inspiruje? Kto jest Twoim mistrzem? Czyje dzieła podziwiasz? Co Cię w nich tak fascynuje i dlaczego?

Co mnie inspiruje … hm … sztuka, przyroda, muzyka i może nawet literatura 😉 Dziwne? A może człowiek zaczyna pisać, bo ma wrażenie, że wszystko, czego się literacko dotyka, jest, jakby nie dla niego. Że czegoś mu brakuje. Nie starcza. Że nie ma dla niego oferty na rynku albo, że jest jakiś wakat, który śmiało, trzeba wypełnić sobą? A może pisze dlatego, bo czuje, że wypełniają go słowa i trzeba im nadać życie, bo jeśli się tego nie uczyni, to zaczyna się w sobie nosić cmentarzysko niespełnienia.

Pytanie o mojego mistrza jest bardzo trudne. Mam wrażenie, że w ostatnich latach wyrosłam z autorytetów. Nie dlatego, że z nimi jest coś nie tak, lecz dlatego, że ze mną jest bardziej tak. Bardziej tak w tym sensie, że przestałam szukać na zewnątrz (w innych) odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przyszłam z tymi pytaniami do siebie samej i dostałam odpowiedź.

A jeśli jednak nie dostałam, to znaczy jedynie tyle, że jej nie słyszę. Albo ze strachu, albo z lenistwa. Bo przecież jak dostajesz odpowiedź, to najczęściej musisz coś zmienić. Myślisz, że to lubimy? Że lubimy oddawać nasze głupie nawyki, które, choć prowadzą donikąd, to są jednak takie bardzo nasze?

Jednak najbardziej fascynuje mnie muzyka. Gdy czuję, że chodzą po mnie jakieś słowa, z których za chwilę może powstać wiersz, czy tekst piosenki to często włączam sobie odpowiednią muzykę, której zadaniem jest albo utrzymanie mnie w tym stanie, albo nawet pogłębienie go. Repertuar dobieram całkowicie intuicyjnie i muszę przyznać, że często jest trafiony w punkt już za pierwszym razem. Fajną mam intuicję. Lubię ją a ona mnie! 🙂

Jak jest w Twoim przypadku z weną twórczą? Czy miewasz chwile zwątpienia? Jaki masz sposób na przywołanie muzy?

Wena ma to do siebie, że przychodzi wtedy, kiedy sama uważa za stosowne, a nie kiedy jej potrzebuję (albo tak mi się wydaje). Ona jest jak kot, który będzie się z Tobą bawić, gdy on tego chce, a nie ty. Jeśli masz kota, to wiesz dobrze, o czym mówię. Także wracając do przybyć weny, to zdarzało mi się, że przybywała do mnie w pracy, w wannie, tuż przed zaśnięciem, na rowerze, podczas pływania w basenie, podczas obiadu. Generalnie mogła się zjawić w dowolnej chwili, choć oczywiście pewne sytuacje wydają się być bardziej sprzyjające wizytom weny.

Na pewno jej nie spotkasz, gdy się wkurzasz czy kłócisz. Nawet gdyby chciała wtedy przyjść, to swoją koncentracją na negatywnych odczuciach zatrzaśniesz jej drzwi. Ona nie lubi takich akcji i może cię po czymś takim dłużej olewać. Po prostu gdy traktujesz ją nieprawidłowo to na pewno ci to pokaże 😉

A co z twórcami, którzy tworzą swoje dzieła pod wpływem właśnie negatywnych odczuć, emocji czy wydarzeń?

Mówiłam raczej, że nie spotkasz weny, gdy się wkurzasz czy kłócisz, że, nawet gdyby wena chciała do ciebie, przyjść to swoją koncentracją na negatywnych odczuciach zatrzaśniesz jej drzwi. Wydaje mi się, że to dosyć proste. Negatywne emocje mają wielką siłę i odbierają nam moc. Nikt w tej samej chwili nie ciska o ścianę talerzem, drugą ręką wykonując decydujące pociągnięcie pędzla na swoim najlepszym obrazie. Gdy pozwolisz emocjom, bardzo się rozkręcić, to wkrótce stajesz się ich ofiarą. Są jak lawina, która porywa cię w dół ze stertą kamieni i błota. Zanim się spod tego wszystkiego wygrzebiesz, mija pewien czas, bo zazwyczaj po takiej lawinie odcina ci najnormalniej w świecie życiowe siły.

Natomiast czym innym jest motywacja do tworzenia, która może być zapoczątkowana złością, gniewem czy rozpaczą. Wtedy emocje te stają się prowodyrem zmiany, ale zmiana ta nie zaczyna się w emocjach. Ona wypływa w twojej refleksji, że chcesz coś zmienić, a następnie dołączają się odwaga, konsekwencja i wola zmiany. Jest to już jednak inna liga odczuć. One cię nie ciągną w dół. Wręcz przeciwnie – dają ci przestrzeń, w której możesz zaistnieć jako twórca. Tym się właśnie różnią od emocji. Takie są uczucia. Jeśli będziemy się, trzymać tego rozróżnienia to nagle stanie się łatwe złapanie tego, że tworzysz w uczuciach, a niszczysz w emocjach. Przyjrzyj się wszystkiemu, co znasz, ale zapomnij, co wiesz.

Czy tak to w istocie nie działa?

Twoje pytanie nasuwa mi jeszcze pewien inny aspekt – jakość tworzenia. Jeśli nauczymy się rozdzielać to co niszczy (emocje) od tego, co tworzy (uczucia), to w drugiej kolejności możemy przez tę dychotomię spojrzeć na znaną nam twórczość. Gdzie wtedy dostrzeżemy brzydotę. Która sztuka pociągnie nas w dół, a która nas uskrzydli, zainspiruje i zaprosi do naszego własnego tworzenia? I nieważne, czy właśnie komponujesz znakomitą symfonię, czy tylko układasz bukiet łąkowych kwiatów. Bądź świadom tego, co czujesz gdy to czynisz. Jeśli będziesz świadom, zrozumiesz, o czym próbuję ci teraz powiedzieć.

Foto z archiwum Małgosi Zych

Jak wyglądał proces wydania tomiku? Czy były jakieś problemy w trakcie wydania i sprzedaży? Jak sobie radzisz z tymi problemami?  Czy ktoś Ci pomagał?

Nie ma problemów – są wyzwania. A tych było co niemiara. Przede wszystkim, gdy miałam już wyselekcjonowane wiersze, to należało to złożyć w ładnej formie. Postanowiłam zapisać się na kurs wydawniczego DTP i jeszcze w trakcie kursu zaczęłam robić makietę, w którą wleję wiersze. Zależało mi też na tym, aby tomik był atrakcyjny wizualnie i zrobiony bardzo profesjonalnie, więc makieta była przygotowana z myślą o oprawie twardej szytej. Nie lubię książek, które się rozwalają podczas czytania, a to się zdarza czasem gdy publikacja jest klejona. Wymyśliłam, że wizualny poziom publikacji zostanie podniesiony przez kolorowe ilustracje, które miały oczywiście korespondować zarówno z tekstem wierszy jak i układem całej publikacji.

I teraz kolejna tajemnica tomiku: ilustracje są także mojego autorstwa i znowu są pod pseudonimem. Wygląda na to, że przywykłam już do ukrywania moich twórczych wcieleń pod jakąś tajemniczą ksywką. Tym razem Emzi, co właściwie można dość łatwo połączyć z moimi inicjałami. Proces składu trochę mi się przeciągnął, bo byłam przez kilka miesięcy zaangażowana w trudne sprawy osobiste, ale z pomocą kilku osób (jest o nich wzmianka na stronie redakcyjnej tomiku) dowiozłam projekt do końca.

Teraz stanęło przede mną trudne zadanie:

znaleźć drukarnię, która zrobi wydruk dobrze, ale też nie za milion monet. W końcu to ja jestem wydawcą, a środki z etatu nie są elastyczne. Oczywiście szykując się do całego projektu wydawniczego, odłożyłam sobie trochę pieniędzy. Nie starczyło na wszystko, więc potem dokładałam z bieżącego wynagrodzenia, odmawiając sobie różnych rzeczy. Projekt był jednak priorytetem, zwłaszcza że jeszcze nigdy dotąd nie dotarłam tak daleko w realizacji z moim pomysłem.

Pamiętam, że pierwszy egzemplarz z nakładu wystawiłam na charytatywnej aukcji dla WOŚP i ku mojemu zdziwieniu jego cena sięgnęła prawie 200 zł (a cena okładkowa to 36 zł). Ten pierwszy sukces sprzedażowy nie przekuł się niestety później w sprzedaż tomiku. Zresztą zrobiłam chwilę wcześniej nie bardzo mądrą biznesowo rzecz: rozdałam wśród znajomych 50 darmowych egzemplarzy tomiku z tzw. nakładu zero. Każdy dostał wtedy egzemplarz ze specjalną, przygotowaną tylko dla niego dedykacją. Dziś wiem, że takie działania można robić, ale na dużo mniejszą skalę. Zresztą jak się jest inwestorem, to trzeba myśleć bardziej trzeźwo i sentymenty odłożyć na bok.

Sprzedaż jest dla mnie o wiele większym wyzwaniem z kilku powodów.

Po pierwsze, skoro pracuję od lat w zakupach, to czy umiem w ogóle sprzedawać? Pytanie pozostawiam retorycznym 😉 Po drugie, jak zaczynasz coś robić, co jest twórcze i niezwiązane z etatem, to ludzie to chętnie od ciebie wezmą za darmo. :/ Po trzecie, nie pochodzę z rodziny, która ma szczególnie biznesowe doświadczenia, więc mam w głowie wiele blokad i kiepskich schematów myślowych. Po czwarte: towar. Czy książki się dziś dobrze sprzedają? Kto na nich najwięcej zarabia? Śmiem twierdzić, że dystrybucja. Czy wiersze się w ogóle nadają do sprzedaży – w sensie, czy jest na nie popyt? Wiele pytań. Nie na wszystkie znam odpowiedzi. Ale wciąż się uczę. I choć biznesowo ten projekt to być może kompletna klapa, to wiele się nauczyłam (przeszłam właściwie sama cały projekt wydawniczy) i w jakiś sposób mnie to inspiruje do innych działań.

Foto z archiwum Małgosi Zych

Jak oceniasz zapotrzebowanie na poezję we współczesnych czasach? Czy jest zapotrzebowanie na rynku sztuki na ten rodzaj twórczości?

Zapotrzebowanie na poezję – a co to takiego ta poezja? 😉 Mam wrażenie, że w naszym świecie jest zapotrzebowanie na coś zupełnie innego. Na coś, co nie ma wartości. Jest masowe i szybko dostarcza naszemu — wciąż czegoś pragnącemu — ego chwilowego zadowolenia. Na szybką, intensywną rozrywkę, która, choć na chwilę wyciąga nas z codziennego pędu. Sęk w tym, że ta rozrywka jest także elementem tego kołowrotka, w którym możemy uzyskać jedynie „przebodźcowanie”, które tak naprawdę nie daje wytchnienia.

Bo czym jest to wytchnienie? Szukamy po prostu spokoju. Jednocześnie jesteśmy tak nakręceni, że nie umiemy w nim wytrwać choćby chwili. Wystarczy spojrzeć na to, jak spędzamy urlop. Tylko nieliczni z nas  wiedzą czym jest naprawdę spokój. Potrafią się zatrzymać. A gdy się zatrzymujesz, przychodzi refleksja. Czasem dotyczy naszego życia, a innym razem otaczającego świata. Owocem refleksji często są zmiany, które w pierwszej chwili wydają się przerażające, by w perspektywie czasu stać się prawdziwym wybawieniem z dotychczasowych niekorzystnych sytuacji, zobowiązań czy relacji.

Na taką refleksję otwiera poezja.

Dlatego jest taka niszowa. Ale też dlatego, że każdy sparzył się na niej w systemie edukacji. A system jest nieubłagany. Gdy masz swoją interpretację, nauczyciele i krytycy powiedzą, że nie masz racji. Jeśli im uwierzysz, zniechęcisz się do poezji. W jej miejsce przyjdzie setka innych rzeczy, odwracających uwagę od refleksji. To wszystko sprawia, że nie tylko jest coraz mniej odbiorców tego rodzaju twórczości, ale także coraz mniej twórców. Twórca też potrzebuje refleksji. Ale gdzie mieliby wyrastać twórcy skoro wpierw edukacja, a następnie praca zawodowe nagradzają nas za bycie odtwórcami. Świat rzadko nagradza twórców za to, że mają odwagę podążać twórczymi ścieżkami. Częściej ich potępia i z nich drwi. No, chyba że jakiś krytyk krzyknie nagle, że dany twórca i jego prace to mistrz i arcydzieło. Wówczas odbiorcy rzucają się na niego jak tłum na głównego bohatera w filmie „Pachnidło”.

Czy traktujesz swoją twórczość jako hobby, czy jako pracę zawodową?

Zanim się zmierzę z tą dychotomią, pozwól, że opowiem Wam, jak traktowałam kiedyś to, co tworzę. Okazuje się, że nie było na tym świecie większego krytyka moich twórczych poczynań niż ja sama. Kiedyś miałam okazję uczestniczyć w fajnych warsztatach dotyczących nabywania kompetencji miękkich. Podczas tych warsztatów „wyrysowałam” mojego krytyka wewnętrznego. Okazało się, że ta dziwna postać jest konglomeratem moich rodziców i ulubionej nauczycielki z podstawówki. A więc ten krytyk wewnętrzny to jakiś byt, który mówi do mnie słowami innych ludzi.

W każdym z nas siedzi coś tak dziwnego i gada nam złe rzeczy.

Oceniamy negatywnie siebie samych, więc w podobny sposób oceniamy też innych. A jeśli, nie daj boże ;), mamy pomysł, by wystartować, jako twórca, krytyk rusza żwawo do ataku. Działa to w ten sposób, że zanim jeszcze zaczniemy tworzyć już „wiemy”, że powstanie mało wartościowe byle co. Trzeba mieć w sobie wiele pozytywnych stron, żeby one mogły stawić czoła krytykowi w równej walce. Choć właściwie to nie jest walka. To krytyk zawzięcie walczy o to, byśmy wierzyli w jego „słowa” ukryte pod postacią różnych myśli. Wystarczy złapać się choćby jednej pozytywnej wartości w nas samych, abyśmy zaraz znaleźli się w bezpiecznej szalupie, która zabiera nas z tego sztormu krytyki. U mnie w taki sposób działa ciekawość. To ona zrzuca mi szalupę. Tą szalupą oddalam się od lęku przed ewentualną negatywną oceną odbiorców mojej twórczości.

Jak teraz traktuję to, co tworzę? W przypadku mojego tomiku to już nie sterta luźnych kartek zapisanych wierszami, które plączą się po biurku. To poważny projekt, potraktowany przeze mnie bardzo serio, w który zainwestowałam duże pokłady wiary, nadziei, odwagi i determinacji, ale też czasu i pieniędzy. To już nie jest hobby. Ale jeszcze nie jest pracą zawodową. Choć zapewne mogłoby być, gdybym tak miała do dyspozycji pokaźny kapitał minut i monet. Wówczas miałabym na przykład przestrzeń na prawdziwy marketing i na działania okołosprzedażowe. Ale nie mam. Stawiam więc moje kroki bardzo powoli i ostrożnie, licząc na to, że któregoś dnia wymienię etat na własną działalność. Czyli nadzieja też mnie nie opuszcza!

Foto z archiwum Małgosi Zych

Czy Twoim zdaniem twórca powinien mieć cechy przedsiębiorcze? Czy Ty jesteś przedsiębiorcza?

To tym razem odpowiem, jak na prawnika przystało: – „to zależy” 😉

Twórca nie musi być przedsiębiorczy. Najważniejsze jest, aby tworzył. Jeśli jednak twórca decyduje się na self publishing to musi pamiętać, że to, co tworzy, jest także towarem, a towar ma to do siebie, że się go sprzedaje. Oczywiście może podejść do tematu także i w taki sposób, jaki cechuje filantropów. Należy jednak pamiętać o jednym: człowiek rzadko szanuje to, co dostaje za darmo (czy też to, co przychodzi mu bez trudu). A przecież twórczość debiutantów i tak nie jest (z założenia) specjalnie doceniana. Dlaczego więc sami jako twórcy też byśmy mieli jej nie doceniać i nie szanować? Na pewno nikt inny nas tu nie wyręczy.

Czy ja jestem przedsiębiorcza? To także zależy 😀   Jeśli trzeba załatwić coś dla kogoś innego, to zazwyczaj wykazuję się naprawdę szybkim i sprawnym działaniem. Często jestem zaangażowana w wiele spraw innych ludzi. Jeśli mam to zrobić we własnych sprawach, bywam już mniej stanowcza i zdecydowana. Jednak dzięki decyzji o wcielaniu moich pomysłów w życie mam szansę się z tym mierzyć i to zmieniać. Z każdym pomysłem jest coraz lepiej!

O czym marzysz?

O Boże, to bardzo trudne pytanie; dotąd szło mi z tym wywiadem chyba nieźle, ale teraz mam wrażenie, że zamknę się w sobie 😉

Mówienie o marzeniach to dla mnie kwestia dużego zaufania do rozmówcy. To mój bardzo wewnętrzny świat. Czasem sama trzymam się od niego z daleka. Nie chciałabym, aby trafił tam za mną wewnętrzny krytyk. Mój wewnętrzny świat mógłby nie podołać takiej niechcianej wizycie. A może to krytyk by ostatecznie poległ?

Zauważyliście, że dużo łatwiej nam mówić o tym, czego nie lubimy i nie chcemy niż o tym, co nam się podoba i czego pragniemy ?! Zostaliśmy wytresowani przez naszych krytyków. Oni dzięki temu mają się dobrze w naszych głowach. A my? – cierpimy przez niespełnienie i tęsknoty za czymś nieokreślonym.

Moje marzenia są i o mnie i moim życiu, ale też o świecie, który mnie otacza.

Z tych o mnie mam takie, by nie musieć pracować na etacie. Chciałbym mieć taki komfort, że do pracy (etatowej) to ja idę, bo mam taką fanaberię, że głównie mogę tworzyć i opracowywać pomysły z mojej głowy, a nie te cudze. Takie mam oto marzenie. A co dla otaczającego mnie świata? Na przykład coś takiego, że zjawia się jakiś krezus, który kupuje w środku miasta duży teren i zamiast budować tam osiedle czy biurowce organizuje w tym miejscu dla ludzi dziki park. Cudo!

Jednym z moich ostatnio spełnionych, a bardziej praktycznych marzeń, było podjęcie studiów  podyplomowych w obszarze prawa własności intelektualnej na konkretnie wytypowanej uczelni (UJ w Krakowie). Była to prawdziwa uczta intelektualna i też niemało nauki (miałam 3 egzaminy), ale cieszę się, że do mojego repertuaru weszło coś, co może pomóc zarówno mnie samej jako twórcy, jak i innych osobom, które realizują się poprzez swoją kreatywność.

Podsumowując, marzenia są fajne – one jedne nie mają żadnych ograniczeń.

Foto z archiwum Małgosi Zych

Co doradziłabyś początkującym poetom i poetkom?

Nie wiem, czy mam prawo komukolwiek coś doradzać. Dzielę się swoimi doświadczeniami, ale przecież moje ścieżki mogą się okazać ślepe. Życzę nam po prostu, aby nie opuszczała nas wiara w to, co tworzymy i w to, że tworzenie ma w ogóle sens. Abyśmy trafiali na naszych twórczych ścieżkach na ludzi życzliwych i wyrozumiałych. Życzę nam, aby życie nam sprzyjało, a kreatywność przynosiła nam radość i spełnienie. Abyśmy się spotykali w twórczych gronach lub w inny sposób i byli dla siebie inspiracją i wsparciem. Życzę nam, abyśmy żyli tworzeniem i byli tworzeniem, a tworzenie stanowiło z nami jedność.

Foto z archiwum Małgosi Zych

Czy chciałabyś jeszcze coś dodać od siebie?

Drodzy, zapraszam oczywiście do nabywania moich wierszy, bo tomik nie powinien spoczywać w szufladzie, lecz ukazywać się waszym oczom.  Jeśli ktoś lubi książkę tradycyjną, to zapraszam do odwiedzania platformy Allegro (https://allegro.pl/oferta/creativica-przekroj-czasu-dedykacja-9680991034) – każdy nabyty tą drogą tomik będzie opatrzony indywidualną dedykacją. Dodatkowo na Allegro można nabyć jasiek dekoracyjny z jednym z wierszy z tomiku w dwóch wariantach kolorystycznych: (https://allegro.pl/oferta/creativica-jasiek-kaszmirowej-czerwony-10037216550 oraz https://allegro.pl/oferta/creativica-jasiek-kaszmirowej-zolty-10037212837). Także tam znajdziecie oprawione reprodukcje ilustracji z tomiku – obecnie 1 oferta (https://allegro.pl/oferta/reprodukcja-ilustracji-z-tomiku-kaszmirowej-10225669441).

A jeśli ktoś woli rabat od ceny okładkowej, to wystarczy skorzystać z Bonito (https://bonito.pl/k-102896077-przekroj-czasu). Z kolei dla tych, którzy lubią eBooki przygotowałam elektroniczną wersję tomiku (ePub/Mobi) – do nabycia na platformie Woblink (https://woblink.com/ebook/przekr-oj-czasu–200863u). Poza tym zawsze można zajrzeć na mojego bloga (www.kaszmirowo.blogspot.com), aby zapoznać się z moimi archiwalnymi wpisami. Bardziej aktualne wpisy (ale też krótsze z racji formy) znajdziecie na Twitterze (@Kaszmirowa78). Działam też trochę (jak czas pozwala) na „firmowym” profilu założonym na Instagramie: (pani_creativica). Także serdecznie zapraszam do śledzenia informacji o moich twórczych poczynaniach 🙂

Serdecznie dziękuję za rozmowę! Jeśli szukasz informacji jak rozwijać własną markę, to koniecznie przeczytaj wywiad z Iloną Adamską Marka osobista artysty.

Udostępnij


ewald georg von kleist zaproszenie na wystawę Previous post Ewald Georg von Kleist – Wakacje w galerii wynalazcy
Next post Szukamy Nikifora

One thought on “Przekrój czasu, czyli jak wydałam tomik wierszy”

  1. Wiedza i kompetncja płynie z twoich postów inspirują i zmuszają do refleksji. Dzięki Ci za tak bogaty wkład w społeczność blogową. Trzymaj tak dalej Cześć!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *