Udostępnij


Pasjonuje się sztuką od najmłodszych lat. Pierwszą indywidualną wystawę miał, zanim skończył 18 lat. Jego twórczość jest bardzo różnorodna. Na jednym biegunie jest sztuka sakralna, na drugim – magia, czary i tarot. Rozpoznawalny jest jako artysta, który tworzy obrazy kawą, ale jest również znany z japońskich inspiracji. Poza sztuką plastyczną wyraża siebie poprzez wiersze. Otwarty na nowe kierunki oraz pomysły. Dziś w ramach cyklu wywiadów Moja przygoda ze sztuką rozmawiamy z Mariuszem Gosławskim o fascynującej, choć również bardzo trudnej drodze artysty.

Od czego zaczęła się Twoja przygoda ze sztuką?

Malować zacząłem już w przedszkolu. Później w szkole podstawowej, gdzie chodziłem na kółko plastyczne. Po ukończeniu szkoły podstawowej wybór dalszej edukacji był oczywisty – Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Zduńskiej Woli.  W wieku 13 lat wziąłem pierwszy raz udział w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży w Przedborzu, gdzie dostałem wyróżnienie. Od tego czasu zaczęła się moja przygoda ze sztuką. Brałem udział w  kolejnych wydarzeniach:  konkursach, przeglądach i wystawach. Nie miałem jeszcze 18 lat, a już miałem pierwszą wystawę indywidualną w Muzeum Regionalnym w Bełchatowie. Na ASP nie chciałem iść, wybrałem inne studia. Po skończeniu studiów zdecydowałem powrócić do sztuki i podążać drogą artysty.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Jesteś absolwentem liceum plastycznego, lecz po dyplomie w szkole artystycznej kontynuowałeś naukę w seminarium duchownym. Opowiedz, proszę, dlaczego dokonałeś takiego wyboru? Bardzo mnie on zaintrygował. Zwłaszcza że dyplom w liceum dotyczył opracowania graficznego kart tarota.

Liceum Plastyczne w Zduńskiej Woli, które skończyłem, wspominam bardzo dobrze, a szczególnie mojego nauczyciela od malarstwa p. Franciszka Kubiaka. Był wymagający, szczególnie było to dostrzegalne na zajęciach z liternictwa, ale również na zajęciach z malarstwa. Potrafił poprawiać prace długopisem. Do dziś pamiętam jego słowa, że artysta powinien umieć malować wszystko, wszystkim i na wszystkim. Na każdej wystawie wspominam o nim, ponieważ wiele mnie nauczył. Były też zajęcia z wystawiennictwa – to był mój kierunek w „plastyku”. Kiedy przyszedł czas wyboru tematu pracy dyplomowej, nie chciałem robić makiety lub czegoś podobnego.

Jeszcze w szkole podstawowej zacząłem interesować się ezoteryką. Właśnie wtedy w jednej z gazet znalazłem opisy kart tarota. Wciągnęły mnie – głównie od strony artystycznej, choć nie tylko. Wracając do wyboru tematu pracy dyplomowej w „plastyku”, będąc na wycieczce szkolnej we Wrocławiu,  odwiedziliśmy wystawę prac Salwadora Dali. Zobaczyłem tam oryginalne karty tarota, które zaprojektował Dali. To było coś pięknego. I tak zrodził się pomysł, żeby zaprojektować własne karty tarota. Technicznie – projekt graficzny – pasował do mojego kierunku.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Gorzej było z tematyką, ponieważ nikt z nauczycieli nie znał się na tematyce tarota, więc zdany byłem sam na siebie.

Temat został zaakceptowany: Opracowanie graficzne kart tarota. Wówczas  nie miałem dostępu do Internetu, żeby znaleźć potrzebne zdjęcia, nie znałem też języka angielskiego, w którym był program graficzny Photoshop. Spędziłem wiele godzin na skanowaniu ilustracji z albumów, a programu nauczyłem się na pamięć, żeby opracować w nim własne karty tarota. Karty wyszły fantastycznie, a dyplom został obroniony na szóstkę. Moja praca dyplomowa pojawiła się też na wystawie najlepszych dyplomów szkół plastycznych. Później udało mi się karty dostać na własność.

Po skończeniu liceum nie chciałem iść na ASP. Zdawałem na architekturę na Politechnice Krakowskiej, gdzie się dostałem. No prawie – z braku miejsc zapisano mnie na architekturę krajobrazu. Bez egzaminów byłem przyjęty na wychowanie pedagogiczne na WSP w Kielcach. Ostatecznie wybrałem seminarium duchowne w Częstochowie. Tak, chciałem zostać księdzem. Na szczęście nim nie zostałem. Nie odnalazłem się w tej instytucji. Odszedłem na ostatnim roku, kończąc studia z dyplomem Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Później był plan pójścia na ASP we Wrocławiu, ale i z niego zrezygnowałem. Od tego czasu zająłem się sztuką na własny sposób.

moja przygoda ze sztuką

Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Czy podczas studiów w seminarium miałeś czas na twórczość? Jeśli tak, to jaka tematyka wówczas dominowała w Twoich pracach?

Czas w seminarium jest dokładnie zaplanowany: od rana do wieczora – nabożeństwa, wykłady, konferencje, dyżury, sprzątanie. Jesienią kiszenie kapusty i segregacja darów, jakie przyjeżdżały z parafii, a latem koszenie żywopłotów i trawników. To zadanie młodszych roczników, starsze zajmowały się pisaniem magisterki i większym udziałem w liturgii. W przeciwieństwie do niektórych seminariów, gdzie klerycy mieszkają w jednym budynku, a studiują razem ze świeckimi w innym budynku, tutaj było wszystko razem. Jeden duży budynek gdzie przebywają tylko klerycy, piętra z pokojami, stołówka, kościół, kaplice, sale wykładowe. Mimo napiętego harmonogramu dnia i widywania wciąż tych samych osób znajdowałem czas na malowanie. Nie było go aż tak dużo, jak wcześniej, ale jednak. Większość prac powstawała w pokoju, który dzieliłem z kolegą, choć miałem też swoją „pracownię” – jedno pomieszczenie w piwnicach, gdzie czasem malowałem coś większego.

Tematyka była głównie sakralna: chrystologiczna, maryjna  czasem architektura Jasnej Góry, którą widziałem z okna. Przez te kilka lat namalowałem ok. 20 takich prac. Korzystając z krótkich wakacji, jeździłem też na plenery, więc malowałem coś innego – głównie pejzaże czy architekturę.  Brak czasu na sztuki plastyczne spowodował, że zacząłem pisać wiersze i realizować się jako seminaryjny fotograf i redaktor miesięcznika. Była okazja być blisko znanych ludzi Kościoła jak choćby: abp Życiński, kardynał Glemp czy papież Benedykt XVI. Studia humanistyczne, to dużo nauki, dużo czytania, dużo mówionego słowa, więc wenę twórczą przelewałem na papier w poezji i „pracy” dziennikarskiej.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Jednak księdzem nie zostałeś. Co spowodowało, że znów powróciłeś na drogę artysty?

Niektórzy mówili, że byłbym dobrym księdzem. Lubiłem duszpasterstwo, lubiłem liturgię. Jednak moja biblijna wizja Kościoła była nieco inna od tej zastanej, instytucjonalnej. A do tego zdobywana wiedza i rozbieżności, co do nauki Kościoła spowodowały, że odszedłem. To była trudna decyzja, szczególnie po wielu latach i na chwilę przed święceniami.  Nie żałuję tej decyzji. Skończyłem teologię na PAT, obroniłem magisterkę. I wróciłem do domu, żeby mieć dach nad głową. W 2007 roku wyjechałem do Wrocławia, zabrałem rulon ze starymi pracami z plastyka na przegląd na tamtejszą ASP. Kiedy przyszedł dzień przeglądu, popatrzyłem na prace innych osób i porównałem z moimi. 6 czy 7 lat różnicy niemalowania było widać. Nawet nie czekałem na wykładowcę — może ze strachu albo niepewności — tylko zebrałem swoje prace i poszedłem na miasto malować, po swojemu. I tak już zostało.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Wspomniałeś, że wylądowałeś na ulicy. Rozumiem, że powrót był trudny? Jak radziłeś w tym okresie?

Przez dziesięć lat — na kilka tygodni, czasem miesiąc w wakacje jeździłem do Wrocławia malować. Miałem wtedy kawałek podłogi u siostry, gdzie mogłem nocować, kiedy ona wyjeżdżała. A tak to po 8 czasem 10 godzin spędzałem na rynku, malując. Wtedy też z braku pieniędzy na farby zacząłem malować kawą. Nie sądziłem, że technika ta zrobi sensację, a ja zostanę przez nią rozpoznawalny. Wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś malował kawą. I tak od malowania dla siebie zacząłem malować dla turystów. Czasem udało się zarobić na obiad. Były też okresy, kiedy na zupę chodziłem do sióstr zakonnych. Wtedy poznałem środowisko wrocławskich bezdomnych. Wiedziałem, kiedy iść po kanapki i herbatę, a kiedy na zupę. Czasem ktoś zaprosił na obiad, przyniósł coś do zjedzenia lub dał na buty, bo chodziłem w dziurawych. Po powrocie w pozostałe miesiące albo jeździłem prowadzić warsztaty, albo malowałem na zamówienie.

Wybrałem drogę artysty. To trudny kawałek chleba. Czasem się śmieję, że żyję z ulicy, ale czasem tak bywa. Niestety nie mam stałej pracy, a tu gdzie mieszkam, nie mam możliwości, aby się dalej rozwijać, pokazywać swoje prace, mieć odbiorców tego, co robię. Dlatego, jeśli mam możliwość gdzieś wyjechać, pokazać swoje prace, poprowadzić jakieś zajęcia, poprowadzić wykład, czy choćby usiąść na rynku, coś namalować i sprzedać to bardzo chętnie z tej okazji korzystam.

Tak, żyję tylko z własnej twórczości. Bywa ciężko, ale nie narzekam. Wiem, że czas zmienia nie tylko nas samych, innych ludzi, ale i sytuacje, w jakich się znajdujemy.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Przeglądając Twoje miejsca w Internecie odniosłam, wrażenie, że jesteś osobą, niesamowicie otwartą na różne kierunki. Z jednej strony tarot i czarownice, z drugiej sztuka sakralna, do tego fascynacja kulturą Japonii. Nie ograniczasz swojej twórczości tylko do sztuk plastycznych. Tworzysz również poezje. Mimo wszystko myślę, że pewnie masz jakiś kierunek, który jest Ci szczególnie bliski. Który to kierunek i dlaczego?

W Internecie jest mnie sporo, mam kilka stron/blogów i kilka stron na Facebooku. Czasem można się pomylić, który to ja. Faktycznie, rozbieżność technik i tematów u mnie jest dość duża, choć mam swoje ulubione tematy – przynajmniej jeśli chodzi o sztukę. Uwielbiam akwarele i malowanie w plenerze. Prace kawowe pojawiły się we Wrocławiu.

Sztuka japońska była efektem fascynacji kulturą Dalekiego Wschodu od najmłodszych lat. Wszystko zaczęło się od filmów z Brusem Lee i wschodnich sztuk walk, które uwielbiałem, oglądać będąc w podstawówce. Później przyszły filmy Akiro Kurosawy i „Shogun” Jamesa Clavell`sa. Pojawiały się pierwsze prace origami (nieśmiertelne żurawie).  Po części twórczość van Gogha zaprowadziła do zainteresowania się tradycyjnym malarstwem Kraju Kwitnącej Wiśni. Za malarstwem przyszła kaligrafia i buddyzm zen ze swoim minimalizmem. A kiedy dostałem pierwszy pędzel do kaligrafii to… zaczęło się na dobre. Dziś moje „japońskie inspiracje” stały się marką rozpoznawalną wśród fanów japońskiej kultury. Podobnie jak prace malowane kawą.

Oprócz tej stricte plastycznej jest jeszcze rękodzieło (wcześniej robiłem serwetki na szydełku),  fotografia i właśnie wiersze. Pojawiły się już 5 tomików wierszy. Czasami napiszę coś nowego.

Moja przygoda ze sztuką

Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Tarot i czarownice

Tarot i czarownice to osobny temat, który teraz mogę dalej rozwijać. Magia, czary, tarot, ezoteryka pojawiły się już w podstawówce. Dużo czytałem, jeździłem na targi ezoteryczne, zbierałem akcesoria. Później była krótka przerwa, ale wróciłem do tego świata, w którym się odnajduję. Od roku prowadzę internetowy Klub Czarownic, gdzie skupiam ludzi zainteresowanych czarostwem, dzielimy się wiedzą, doświadczeniem, spotykamy, organizujemy zloty – sabaty czarownic.

Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, w której dziedzinie odnajduję się najlepiej. Lubię akwarele za lekkość i świeży kolor, lubię prace kawowe za wyjątkowy klimat, prace w stylu japońskim pomagają się uspokoić i zrelaksować rozwijają manualnie i duchowo, pozwalają zapomnieć o „jutrze” a być „tu i teraz”, oddać się medytacji i zastanowieniu nad rzeczywistością wybiegającą poza ludzki umysł. Emocje jednak chyba najbardziej widać w moich wierszach. To forma, która najlepiej oddaje to, co we mnie czasem siedzi. Otaczającą rzeczywistość łatwiej jest mi oddać, malując obraz. Emocje – zawieram w słowach. Ta wszechstronność jest zapewne efektem i otwartości na otaczającą rzeczywistość, i ciekawością i poszukiwaniami czegoś nowego. Nie chcę zatrzymywać się tylko na jednej technice czy temacie. Każda forma wyrazu artystycznego coś wnosi, rozwija i przynosi wymierne efekty.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Malujesz również obrazy kawą. Opowiedz, proszę, więcej na temat tej techniki. Czy jest skomplikowana?

Prace kawowe pojawiły się w 2007 roku. Jak wcześniej wspominałem, tuż po studiach wyjechałem do Wrocławia, malowałem w plenerze. Pewnego razu zabrakło pieniędzy na farby. I tak pojawiła się kawa. Nigdy wcześniej nie słyszałem o malowaniu kawą, nie czytałem, nie wiedziałem, czy ktoś się posługuje kawą do tworzenia obrazów. Zresztą sam kawy nie piję, więc nawet nie znałem tego „medium”. Pomógł mi deszcz, który “namalował” pierwszą pracę na kartce pomalowanej kawą. Pierwsze prace kawowe zacząłem wstawiać do galerii internetowych. A później były kolejne, i kolejne, i tak obrazy malowane kawą zaczęły trafiać do coraz to większej liczby odbiorców nie tylko w Polsce, ale i za granicą.

W 2009 roku pojawił się artykuł, w którym wśród 6 osób malujących kawą na świecie, znalazłem się jako jedyny Polak. To duże wyróżnienie. Dziś jestem kojarzony z tą techniką, jako najbardziej znany artysta malujący kawą w Polsce. Jestem zapraszany, żeby zrobić wystawę, poprowadzić warsztaty, pokazać, jak się maluje kawą. Kiedy otwieram kolejne kawowe wystawy, czasem w prezencie zamiast kwiatów dostanę słoik kawy. Nieraz palarnie kawy, czy kawiarnie robią mi takie prezenty. To miłe, bo mam wówczas czym malować kolejne prace. Swoją drogą wiele osób chce mieć moje kawowe prace w swoich kolekcjach. Dziś są już na całym świecie, a zamówienia na kolejne wciąż napływają.

moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Jak opisałabyś swoją sztukę? Jaki niesie przekaz?

Początkowo malowałem prawie wszystko. Później zrobiłem „segregację” tematów – jedne lepiej mi wychodziły inne gorzej. Czasami zdarza się, że podejmuję nowy temat i maluje cykle prac. Tak było z kwiatami, portretami czy pracami o czarach i magii.

Maluję to, co widzę, to co mi się podoba, co mnie zafascynuje. Rzadko w moich pracach pojawia się abstrakcja, czy praca z wyobraźni. Zafascynowany impresjonizmem, być może chcę pokazywać ulotność chwili, zabawę światła i cienia, zmieniającą się kolorystykę. Mój nauczyciel malarstwa nauczył nas patrzeć kolorem i malować to, co widzimy, a nie to, co wiemy o przedmiocie. Więc długo patrzę i dopiero później maluję. Odzwierciedlam rzeczywistość po swojemu. To nie jest sztuka, która podejmuje jakieś problemy, koncepcje, idee. Ja się na takiej sztuce nie znam. Akwarele i malowanie w plenerze tego, co widzę, sprawia mi największą frajdę. Podobnie jest z malowaniem kawą. Prace japońskie, to raczej forma medytacji, odpoczynku, skupienia, cierpliwości. W mojej sztuce nie ma drugiego dna. Podoba mi się drzewo, dworek, czy postać – to maluję.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Czy spotykasz się z negatywną krytyką dotyczącą swojej twórczości? Jak ją przyjmujesz?

Znów wrócę do mojego nauczyciela, który mówił, że artysta, który nie jest krytykowany, nie rozwija się. Oczywiście pod warunkiem, że jest to krytyka konstruktywna, oparta na wiedzy, czy doświadczeniu, a nie „bo tak”. Maluję tak, jak mi się podoba i maluję przede wszystkim dla siebie. Gusta bywają różne i nie wszystkim musi się podobać to, co inni tworzą. Kiedy zaczynałem, poznawałem nowe techniki, nowe tematy, uczyłem się, nie zawsze wszystko wychodziło, zdarzała się „krytyka”. Czy to była krytyka? Raczej uwagi osób, które dłużej tworzyły i miały czym się pochwalić, miały lepszy warsztat i od których mogłem się czegoś nauczyć. To, co dziś tworzę, raczej odbierane jest pozytywnie i nie jest krytykowane. Nie maluję pod ludzi, a przede wszystkim dla siebie, wiec stworzona praca musi wpierw mi się podobać.

Jak przyjmuję krytykę? Jeśli jest ona uzasadniona i mnie czegoś nauczy to ok. Nie muszę się na wszystkim znać. Hejt? Brzydkie, bo tak? Mogę zrobić lepsze – nie dyskutuję, niech każdy robi swoje. Milczenie jest najlepszą odpowiedzią.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Co lub kto Ciebie inspiruje? Kto jest Twoim mistrzem? Czyje prace podziwiasz? Co Cię w nich tak fascynuje i dlaczego?

Inspiracji dostarcza mi natura, to, co mnie otacza, architektura, ludzie. Lubię stare budowle, dworki, zamki, drewniane kościoły, gotyk. Vincent van Gogh jest najbliższą mi postacią — zarówno jego życiorys, losy, jak i malarstwo.

Odwiedzając muzea, na dłużej zatrzymuję się przy Matejce, Kossaku, Malczewskim, Witkacym, Cybisie, Wyczółkowskim. Nie dlatego, że „nazwiska”, ale z uwagi na warsztat pracy. Lubię oglądać obrazy dość blisko, kawałek po kawałku.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Co Tobie sprawia największą trudność na drodze rozwoju artystycznego? Jak sobie radzisz z tym problemem?

Trudna była decyzja powrotu do domu. Dziesięć lat temu po ukończeniu studiów, wróciłem do domu rodzinnego, żeby mieć gdzie mieszkać. Nie był to może najlepszy pomysł, ale wtedy innego nie widziałem. Niestety taką trudnością jest mieszkanie z matką (ok. mam dach nad głową, ale psychicznie czasem nie daję sobie rady). Rodzina, która nie do końca akceptuje mój sposób życia, brak stałej pracy, która pozwoliłaby mi się utrzymać samodzielnie. Brak ludzi, którzy pomogliby mi zrobić krok do przodu i zrealizować pomysły. Trudności dostrzegam w niewielkiej ilości miejsc w mieście, gdzie można wystawiać swoje prace, czy realizować swoje pomysły oraz brak funduszy. Materiały plastyczne są drogie, więc czasem szuka się materiałów na ulicy – to czynniki, które mnie blokują.

Jak sobie radzę? Jak tylko mogę, to wyjeżdżam do innych miast. Tam wystawiam, prowadzę warsztaty, prelekcje, pokazy. Widzę, że zmiana środowiska powoduje, że jestem innym człowiekiem, nabieram chęci do pracy, motywacji, mam nowe pomysły. Inni ludzie – ich otwartość, pomoc, podpowiedzi, otwartość placówek kultury, szkół, środowiska akademickie, muzea, galerie sztuki, wydarzenia plenerowe – to wszystko nakręca i sprawia, że chce się żyć, nabieram pewności. Wystarczy mi zmiana miejsca mieszkania, a z całą resztą sobie świetnie radzę.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Czy jesteś przedsiębiorczy? Czy zajęcia przedsiębiorczości w liceum były przydatne?

W plastyku nie miałem takich zajęć. Wtedy zajęcia były skierowane głównie na techniczną stronę: malarstwo, rzeźba, rysunek, liternictwo, grafika.

Trudno mi powiedzieć, czy jestem przedsiębiorczy. Czasem brakuje mi pewności siebie i strach przed podjęciem kolejnego kroku, podjęcie ryzyka. Być może powoduje to środowisko, w którym mieszkam. Zupełnie inaczej odnajduję się, kiedy je zmieniam. Choćby pomysł z kawą, czy wejście na rynek ze sztuką japońską, był czymś innowacyjnym. Jedno pojawiło się we Wrocławiu, drugie w Łodzi. Daleko jest mi do dorównywania najlepszym – chcę być sobą. Na pewno jestem kreatywny. Ciągłe poszukuję nowych twórczych rozwiązań, nowych pomysłów, środków wyrazu. Co zresztą widać w mojej twórczości i pojawiających się nowych pracach, nowych tematach, nowych technikach.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Głowackiego

Czy dopada Cię rutyna? Jak radzisz sobie, kiedy brakuje Ci weny twórczej?

Czasami tak. Są takie okresy, kiedy nic mnie nie interesuje, nie ciekawi, każdy dzień jest taki sam. Powód? Patrz odpowiedź na wcześniejsze pytanie o trudności na drodze rozwoju artystycznego. Same chęci to za mało, aby coś zrobić. Potrzebny jest jeszcze „kop”. Wyjście na wystawę, spotkanie autorskie, przeczytanie książki, obejrzany film, czy wprost – zamówienie lub propozycja nowej wystawy. To tylko kilka sposobów, jak sobie mogę poradzić. Jeśli któryś z nich załapie, zacznę coś robić, okoliczności mi nie będę przeszkadzać i mnie to wciągnie, to wena powróci. Mam kilka takich przygód – np. kiedy malowałem kwiaty. Zaczęło się od jednej pracy dla koleżanki. Narysowałem 13 szkiców, bo na jeden to szkoda było wyciągać materiały. Ostatecznie namalowałem ok. 30 prac.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Masz za sobą liczne wystawy i udział w masowych wydarzeniach. Powiedz, proszę, od czego należy rozpocząć przygotowanie wystawy? Kto może pomóc początkującemu artyście w organizacji tego przedsięwzięcia?

Sam dość wcześnie zacząłem wystawiać swoje prace. To, co tworzę, chciałbym pokazywać innym. Dziś czasy się zmieniły i wiele naszej twórczości można oglądać w Internecie. Początkowo pokazywałem wszystko, co namalowałem. Później – kiedy uzbierało mi się więcej prac o podobnej tematyce, technice — zacząłem robić wystawy tematyczne. Zazwyczaj pytałem o możliwość wystawienia swoich prac w domu kultury, czy w bibliotece. Wysyłałem wiadomości e-mailowo, czasem dzwoniłem. W galeriach sztuki mi odmawiano, ponieważ nie miałem dyplomu ASP. Dobrym miejscem okazały się kawiarnie, puby, szkoły czy imprezy masowe – dni miast, pikniki, dożynki, konwenty, festiwale itp.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Jak zacząć?

Wybrać prace, które chcemy pokazać: ilość prac, wielkość, tematyka, czy mamy oprawione prace, czy będziemy potrzebowali pomocy (warto zapytać, czy dany ośrodek ma taką możliwość – domy kultury czy biblioteki zazwyczaj mają antyramy, jeśli mamy prace na papierze).

Poszukać miejsca – najlepiej zacząć od małych: choćby korytarz szkolny/wyższej uczelni, kawiarnie, domy kultury czy biblioteki. Nie są to może miejsca, gdzie od razu przyjdą bogaci kupcy i kupią cała naszą kolekcję, ale od czegoś trzeba zacząć, żeby zaistnieć. Kawiarnie są dobrym miejscem, bo przychodzi tam sporo osób i nasze prace mogą dotrzeć do większej liczby odbiorców. Zazwyczaj są to miejsca, gdzie możemy pokazać swoje prace bezpłatnie, choć są i takie gdzie trzeba za salę zapłacić. Wtedy warto się zastanowić, czy nam się to opłaca.

Pomyśleć o terminie: kiedy i jak długo będą wisiały prace, czy będzie wernisaż? Dobrać dzień,  to dobra okazja, aby nie tylko goście zobaczyli nasze prace, ale także spotkali autora, porozmawiali, wymienili się wizytówkami. Być może wtedy uda nam się nawiązać nową współpracę i znaleźć kolejne miejsca do pokazania swoich prac.

Poszukać imprez: festyn, konwent itp. Zapytać organizatora, czy byłby chętny pokazać nasze prace – jeśli pasują do tematyki imprezy.

Jeśli już to mamy ogarnięte pozostaje nam pomyśleć o reklamie: plakat, zaproszenia, informacje w mediach: prasa, radio, TV, Internet.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

O pomoc można zapytać także osoby, które już wystawiały gdzieś swoje prace. Zawsze to trochę łatwiej, ma się nieco przetarte szlaki, można na kogoś powołać, albo ten ktoś może polecić nas.

Kiedy już uda nam się gdzie pokazać swoje prace, to później już jest łatwiej. Im więcej pokazujemy i częściej, ludzie zaczynają nas kojarzyć, a prace zapadają w pamięć. Tworzy się nasza marka. Zostaje wtedy tylko czekać, aż galerie same zaczną nas zapraszać do pokazania swoich prac w swoich murach.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

O czym marzysz?

Chciałbym kiedyś usłyszeć, czy przeczytać e-mail tej treści: „Gosławski, mam dla ciebie super robotę, dostajesz mieszkanie, będziesz mógł tworzyć i wystawiać swoje prace, o pieniądze się nie martw, znalazł się sponsor, bo robisz fantastyczne rzeczy i nie możemy tego zmarnować – jedyny warunek, jutro się przeprowadzasz”. To byłby chyba najlepszy dzień w moim życiu.

Marzę o wyprowadzeniu się z domu i pracy, która pozwoli mi się samemu utrzymać. Pracy związanej ze sztuką, kulturą. Zostałem artystą, a sztuka stała się moją pasją, pracą i sposobem na życie. Sposobem niełatwym. Nie chcę być artystą w części, traktować sztuki, jako dodatkowe hobby. Pewnie każdy marzy o własnej pracowni, gdzie można by tworzyć. Jak pracownia, to i własna galeria sztuki, czy miejsce, gdzie można swoje prace pokazywać i tworzyć życie artystyczno-kulturalne: koncerty, wieczorki poetyckie, wystawy, pokazy, performance itd.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Kiedy już będę miał swoje cztery ściany – chciałbym napisać książkę-wywiad. O sobie, o swoich przygodach, przeżyciach, doświadczeniach. Może napisanie sztuki teatralnej, czy zagranie w teatrze. Kiedyś marzyłem o zobaczeniu Japonii, ale… to już chyba przeszłość. Z biegiem lat moje marzenia są coraz bardziej przyziemne. Ot choćby talerz gorącej zupy czy nowe buty. Jednak wiem, że się spełniają. Podam dwa przykłady: pierwszy – po 20 latach dostałem karty tarota – komuś nie były potrzebne, które pierwszy raz zobaczyłem w gazecie i zapragnąłem je mieć; drugie – pastele, które dostałem od nieznajomej osoby ot tak. Znalazłem w sieci zdjęcia tych pasteli, napisałem na Facebooku, że chciałbym takie mieć i… za kilka dni listonosz przyniósł paczkę. Za pierwszym i drugim razem byłem równie szczęśliwy.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Co doradziłbyś młodym ludziom, którzy marzą o karierze artystycznej?

To ciężki kawałek chleba. Czasem czytam, że ze sztuki nie da się wyżyć. Trzeba robić coś innego, a sztukę traktować jako dodatek. Pewnie wielu ma rację. Jeśli nie mamy „pleców” – znajomości, to ciężko przebić się i zaistnieć. Wielu artystów jednak klepie biedę. To druga strona medalu. Jeśli jednak jest ktoś, kto wewnętrznie czuje, że sztuka to jego droga, powołanie, cel – niech tworzy, brnie do przodu, realizuje się. Na pewno łatwiej jest tym, którzy pokończyli studia artystyczne, mają glejt. Łatwiej jest trafić do galerii sztuki czy obracać się w kręgu artystów z „pierwszych stron gazet”.

Najważniejsze to tworzyć, doskonalić swój warsztat, pokazywać to, co się stworzyło, odwiedzać wystawy, spotykać innych artystów, dyskutować, pytać, iść do przodu. Nie trzeba tłumaczyć się ze swojej sztuki, prace same mają się bronić. Tylko ciężka praca i upór daję zamierzone efekty. Bycie artystą nie jest łatwe, a karierę nie wszyscy robią. Jak popatrzymy na wielu znanych artystów, ich kariera zaczęła się dopiero po śmierci. Mało optymistyczna wizja. Artyści odeszli, ich dzieła zostały. To jest najpiękniejszy cel sztuki.

Moja przygoda ze sztuką
Foto z domowego archiwum Mariusza Gosławskiego

Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę realizacji wszystkich planów artystycznych oraz prywatnych marzeń!

Zachęcamy do odwiedzania miejsc w Internecie, gdzie możecie zobaczyć więcej twórczości Mariusza Gosławskiego.

Oficjalna moja strona – http://mariuszgoslawski.blogspot.com/

Galeria malarstwa – http://czarekart.blogspot.com/

Malowane kawą – http://kawa-art.blogspot.com/

Prace japońskie – http://japonskie-inspiracje.blogspot.com/

Poezja – http://droga-slowa.blogspot.com/

Prawie wszystkie strony (oprócz poezji) mają swoje odnośniki na FB.

Promujemy początkujących artystów. Chcemy pokazać również drogę doświadczonych artystów. Sztuka jest twoją pasją? Chcesz pochwalić się własną twórczością? Podzielić się ciekawym doświadczeniem lub powiedzieć o problemach na drodze rozwoju artystycznego? Napisz do nas, a być może następny wywiad, który pojawi się na naszej stronie, będzie właśnie o twojej twórczości.

Masz wrażenie, że coś blokuje twój rozwój, koniecznie przeczytaj wywiad z Małgorzatą Nowak – trenerką mentalną o tym Jak nasze przekonania wpływają na realizację marzeń?

Udostępnij


przygoda ze sztuką Previous post Moja przygoda ze sztuką. Rozmowa z Moniką Tołłoczko
Next post Promujemy artystów!

2 thoughts on “Moja przygoda ze sztuką – Rozmowa z Mariuszem Gosławskim”

  1. By aktorka odniosła sukces, powinna mieć twarz Wenus, umysł Minewry, wdzięk Terpsychory, pamięć wziętego prawnika oraz skórę z gaźnika. E. Barrymore UMS*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *